Pani Artilay bardzo dokładnie pokazała mi tereny watahy. Minęło już kilka tygodni od mojego przybycia i już bardzo swobodnie poruszałem się po tym terytorium. Właśnie szedłem, a raczej skakałem wśród kałuż powstałych poprzez lejący cały dzień jak z cebra deszcz, kiedy spośród zapachów żyznej ziemi oraz odżywionych kwiatów otaczającego mnie zewsząd wyczułem coś dziwnego. Gdy odwróciłem się w tamtą stronę skąd dobiegała woń, smagnęła mnie po pyszczku struga deszczu i ostry wiatr. To już nie było takie przyjemne, jednak ciekawość zwyciężyła i mimo ściany ostrych niczym igły kropel zacząłem brnąć w stronę nieznanego zapachu. Po kilku minutach walki z żywiołem (która nawet mnie bawiła) dotarłem do małej polanki, nie było na niej drzew które by choć trochę tamowały deszcz, i tu padać on szczególnie natarczywie. Na środku polanki... I to mnie aż zamurowało, stała obca... Wilczyca.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ja jak zwykle do Bloggerci króciutko piszę, mam nadzieje że odpiszeee~
poniedziałek, 3 listopada 2014
środa, 22 października 2014
Wielki łaskawca się znalazł
Mieliście kiedyś tak, że leje deszcz, jest zimno, a wy leżycie w miarę ciepłej i suchej jaskini i chcecie najlepiej przespać cały dzień aż tu nagle w twojej głowie rozlega się wesołe "WITAM I DZIEŃ DOBRY BARDZO"? Ja niestety tak... Najpierw to zignorowałam. W końcu Ien, to jednak Ien. Ale musiała dołączyć do tego reszta tego szkaradztwa co zwie się duchami i siedzi w mojej głowie. Warcząc pod nosem wstałam po kilku głośnych "RUSZ TEN ZAPCHLONY ZAD", czyli jak na nich i tak miłych słowach.
"Yumediv"
-Co? -zapytałam niezbyt cierpliwie.
"Wilki"
-O co wam zaś chodzi?-ziewnęłam w trakcie mówienie niewyspana"
"No Wilki idą tępoto!"-to zdecydowanie był głos Ien'a.
-I?
"I rusz do nich dupe!"-znów ten strasznie miły głosik.
-Po co?
"Bo tak mi się podoba!"
Prychnęłam tylko na te słowa i ruszyłam głębiej w jaskinię.
"To nie w tą stronę debilu!"
-Tam jest zimno. Ja tam nie idę.
"Jakbym mógł to bym poszedł za ciebie, ale jak wiesz nie mogę!"
-Wielki łaskawca się znalazł...-mruknęłam pod nosem, ale zrezygnowana wyszłam na tą ulewę. I co? I nie było żadnych wilków!
"Nie bądź niecierpliwa"
-Pff...
Usiadłam na ziemi moknąc coraz bardziej. Nie czekałam jednak długo. Po chwili z lasu wyszedł wilk.
"A nie mówiłem?"
-Spadaj- odpowiedziałam krótko i spojrzałam w stronę przybyłego.
"Yumediv"
-Co? -zapytałam niezbyt cierpliwie.
"Wilki"
-O co wam zaś chodzi?-ziewnęłam w trakcie mówienie niewyspana"
"No Wilki idą tępoto!"-to zdecydowanie był głos Ien'a.
-I?
"I rusz do nich dupe!"-znów ten strasznie miły głosik.
-Po co?
"Bo tak mi się podoba!"
Prychnęłam tylko na te słowa i ruszyłam głębiej w jaskinię.
"To nie w tą stronę debilu!"
-Tam jest zimno. Ja tam nie idę.
"Jakbym mógł to bym poszedł za ciebie, ale jak wiesz nie mogę!"
-Wielki łaskawca się znalazł...-mruknęłam pod nosem, ale zrezygnowana wyszłam na tą ulewę. I co? I nie było żadnych wilków!
"Nie bądź niecierpliwa"
-Pff...
Usiadłam na ziemi moknąc coraz bardziej. Nie czekałam jednak długo. Po chwili z lasu wyszedł wilk.
"A nie mówiłem?"
-Spadaj- odpowiedziałam krótko i spojrzałam w stronę przybyłego.
- - - - - - - - - - -
A więc tak krótko, zwięźle i na temat...
Oto moje pierwsze opowiadanko.
Jak do tąd nie było Internetu, czasu i weny...
Chciałby ktoś być tym (nie)szczęśliwcem?
Ja grzecznie poczekam....
~Yumediv~
poniedziałek, 13 października 2014
Kto ma zamilczeć?
Ponownie zamknęłam ślepia, otaczając się w teraz już wszechobecnej ciemności. Pomimo to, czułam i słyszałam. Czułam na sobie dotyk wiatru. Czasami zbyt natarczywy, szarpiący śnieżne futro, jednak po chwili znów delikatny i subtelny. Słyszałam jego świst, głośne wycie rozchodzące się echem po lesie, pełznące między drzewami i zahaczające o słabe liście, które z upływem sekund dotykały zmarzniętej już ziemi. Prowadzona zmysłami wiedziałam już, że na terytorium Luminous kryje się kolejny przybłęda zapewne szukający kłopotów.
A może nie tylko kłopotów? Nashi, nie wszyscy są wrogo nastawieni do reszty świata. Nie każdemu zależy na kłopotach. Może po prostu chcą się zaprzyjaźnić?
- Milcz! - warknęłam, gwałtownie otwierając ślepia. Przerwałam gęstą ciszę panującą w jaskini, którą oprócz mojego krzyku zakłóciło kolejne, zawodzące wycie wiatru. Poczułam dziwny paraliż, przypomniawszy sobie o obecności nowo poznanej wilczycy. Zamilkłam szybko, obdarowując ją ukradkowym spojrzeniem.
-...Ktoś znowu buszuje po Luminous. Lepiej się tym zająć. Kto wie, kim jest to stworzenie - powiedziałam bez mniejszego zająknięcia się, chcąc zamaskować tamtą sytuację. Pewność siebie znów wróciła do mnie, a ja sama jakby zupełnie nic się nie stało - wstałam z miejsca i podążyłam w stronę wyjścia z jaskini. Arayiva przyjrzała mi się uważnie, jednak nie skomentowała mojego zachowania, ani nie zadawała zbędnych pytań. Byłam jej za to wdzięczna. Nie miałam ochoty w tym momencie nic mówić, ani nikomu mówić. Chciałam jedynie sprawdzić tereny. Również z ciekawości... Kogo mogłabym przyjąć do Watahy, a komu rozszarpać pysk.
- Nadal to czujesz? - spytała po dłuższej chwili milczenia. Kiwnęłam jedynie łbem, schodząc po stromym zboczu góry, uważając przy tym, aby przypadkiem nie skręcić kończyny.
- Wciąż to czuję. I jestem ciekawa wyjaśnień tego kogoś - mruknęłam, po czym dodałam. - Twoje wyjaśnienia na szczęście były nader dobre.
- Owszem, były - skwitowała, zeskakując na stały ląd. - Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- Wiem. Chociaż mi nic już nie pomoże.
~NIVESS~
Krótko, ale coś na rozruszanie. Wiem, wiem, nic nowego nie wnosi, ale czekam na ruch TEJ osoby, która ma napisać xD
Wstajemy, nie lenimy się. Mam nadzieję, że szkoła nie wyżarła nam wszystkich pokładów weny i czasu :P
A może nie tylko kłopotów? Nashi, nie wszyscy są wrogo nastawieni do reszty świata. Nie każdemu zależy na kłopotach. Może po prostu chcą się zaprzyjaźnić?
- Milcz! - warknęłam, gwałtownie otwierając ślepia. Przerwałam gęstą ciszę panującą w jaskini, którą oprócz mojego krzyku zakłóciło kolejne, zawodzące wycie wiatru. Poczułam dziwny paraliż, przypomniawszy sobie o obecności nowo poznanej wilczycy. Zamilkłam szybko, obdarowując ją ukradkowym spojrzeniem.
-...Ktoś znowu buszuje po Luminous. Lepiej się tym zająć. Kto wie, kim jest to stworzenie - powiedziałam bez mniejszego zająknięcia się, chcąc zamaskować tamtą sytuację. Pewność siebie znów wróciła do mnie, a ja sama jakby zupełnie nic się nie stało - wstałam z miejsca i podążyłam w stronę wyjścia z jaskini. Arayiva przyjrzała mi się uważnie, jednak nie skomentowała mojego zachowania, ani nie zadawała zbędnych pytań. Byłam jej za to wdzięczna. Nie miałam ochoty w tym momencie nic mówić, ani nikomu mówić. Chciałam jedynie sprawdzić tereny. Również z ciekawości... Kogo mogłabym przyjąć do Watahy, a komu rozszarpać pysk.
- Nadal to czujesz? - spytała po dłuższej chwili milczenia. Kiwnęłam jedynie łbem, schodząc po stromym zboczu góry, uważając przy tym, aby przypadkiem nie skręcić kończyny.
- Wciąż to czuję. I jestem ciekawa wyjaśnień tego kogoś - mruknęłam, po czym dodałam. - Twoje wyjaśnienia na szczęście były nader dobre.
- Owszem, były - skwitowała, zeskakując na stały ląd. - Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- Wiem. Chociaż mi nic już nie pomoże.
~NIVESS~
Krótko, ale coś na rozruszanie. Wiem, wiem, nic nowego nie wnosi, ale czekam na ruch TEJ osoby, która ma napisać xD
Wstajemy, nie lenimy się. Mam nadzieję, że szkoła nie wyżarła nam wszystkich pokładów weny i czasu :P
poniedziałek, 1 września 2014
Spotkanie nad rzeką, czyli kim są rodzice.
Promienie słoneczne przebiły się przez liście drzew oświetlają moje oczy i nie dając kontynuować drobnej drzemki. Przyciągnęłam się leniwie i podniosłam z ziemi. W głowie dalej miałam rozmowę z Nivess. Czemu nie chciała dojść do zgody? Ptaki ćwierkały w okolicy. Ogarnęłam polanę wzrokiem. W końcu ruszyłam przed siebie. Przedarłam się przez krzaki uważając na pióra, żeby żadnego nie wyrwać. Raz mi się już to zdarzyło i nie chciałam tego powtórzyć. Mijałam drzewa szukając choćby najmniejszego zajęcia. Nie wędrowałam długo, gdy dotarłam do rzeki. Uśmiechnęłam się i zmieniłam kierunek mojego spaceru. Teraz maszerowałam wzdłuż wody. Raz po raz brodziłam po brzegu, gdy upał dawał się już we znaki. Nagle zauważyłam przed sobą szarą kulkę pochodzącą do wody.
Wędrowałem już tak kilka dni, bez wody ani jedzenia. Przepotwornie chciało mi się pić, a brzuch skręcał mi się z głodu. Gdy zobaczyłem rzekę natychmiast bez namysłu podszedłem i zanurzyłem pysk w wodzie. Woda naokoło natychmiast zamigotała tęczowym blaskiem gdy tylko zetknęła się z moim pyszczkiem, jednak przyzwyczaiłem się do tego i nie zwracałem na to uwagi.
Po cichu podchodziłam do nieznajomego. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to szczenie. Jego futro było dość ciekawe. Gdy podeszłam już bardzo blisko byłam pewna, że zauważył moją obecność.
-Hej mały. Co tu robisz sam?- spytałam łagodnie z uśmiechem.
Wzdrygnąłem się i natychmiast wyjąłem ociekający wodą pyszczek z rzeki. Woda wróciła do normalnego stanu. Stała przede mną starsza wilczyca. Prawdę mówiąc nigdy nie widziałem innego wilka.
- Dzień dobry proszę pani... - przywitałem się grzecznie - Ja chciałem się tylko napić.
-Pij spokojnie. Nic ci nie zrobię.- Powiedziałam spokojnie i usiadłam na ziemi dalej obserwując młodego.-Każdy ma prawo do wody. Zwłaszcza w taki upał.
Niepewnie zanurzyłem pysk w wodzie wciąż obserwując wilczycę. Nie miała ogona, ale za to piękne granatowe pióra. Były da mnie trzy razy piękniejsze niż jakikolwiek ogon! No może nie widziałem w życiu innego wilka...
Po chwili obserwacji wilczka skierowała wzrok na płynącą rzekę. Ciekawiło mnie co taki malec robi sam w lesie. Za pierwszym razem zdawało mi się, że się zgubił. No, ale rodzice raczej staraliby się go znaleźć jak najszybciej. Nie mam pojęcia. Może później go spytam. Kątem oka ponownie zerknęłam na szarego.
Gdy już się napiłem, otarłem ociekający wodą pysk i powiedziałem
-Jestem Shadow, miło mi poznać
-Artilay Anara Dalrua III- Powiedziałam szybko.-Dla znajomych Artilay albo Arti. Mi również miło. Co tu robisz sam?
- Chciałem się napić wody - powtórzyłem, nie do końca rozumiejąc pytanie.
-To już wiem. Chodzi mi o to czemu jesteś tu sam. Gdzie twoi rodzice?-Spytałam precyzując pytanie.
-Rodzice....? - zapytałem przekrzywiając zdziwiony łepek. Coraz mniej rozumiałem o co chodzi wilczycy - Kto to taki....?
-....- Zapowietrzyłam się próbując znaleźć odpowiednie słowa.-Rodzice to ktoś taki...-urwałam próbując sobie przypomnieć moich.
Nie wiedziałem że inne wilki są aż takie dziwne. Mój mózg działał na najwyższych obrotach, a i tak nie wiedziałem o co jej chodzi. Nadal z przekrzywionym łebiem wpatrywałem się w nią uważnie.
-Opiekują się swoimi dziećmi. Uczą swoje pociechy samodzielnego życia. Jak polować czy używać mocy. Wychowują nas póki nie dorośniemy i nie założymy własnych rodzin. Kochają nas zawsze i starają ustrzec od złego. Gdy popełnimy błąd często doradzą jak to naprawić. Czasami zdaża się, że czegoś nam zabronią, ale tylko dla naszego dobra...-Mówiłam przypominając sobie jak wychowali mnie rodzice. Wiele wspomnień było szczęśliwych. Jednak zdarzały się też negatywne. Zdarzały się kłótnie, a także zabawy.
Nie zrozumiałem połowy jej wypowiedzi, ale...
- Chyba fajnie by było mieć rodziców... - mruknąłem.
-Bardzo fajnie.-Spojrzałam mu w oczy. Czyli spotkałam sierotę.-Nie masz rodziców?
-Hm... - mruknąłem w pełnym zamyśleniu - Jest pani pierwszą osobą którą spotykam więc... Nie, raczej nie.
-Pierwszą?- zdziwiły mnie jego słowa. Jak można nikogo nie spotkać.-Mniejsza. Chcesz iść ze mną na polanę mojej watahy?-spytałam po chwili.
-Watahy? - zapytałem a oczy (jeżeli to w ogóle możliwe) poszerzyły mi się jeszcze bardziej ze zdumienia.
-Uhh.-Jęknęłam zaskoczona brakiem wiedzy młodego. Wstałam z ziemi.-Choć wytłumaczę ci po drodze.
W sumie co mi tam, pomyślałem, i potruchtałem za wilczycą
-Wataha to grupa wilków. Zazwyczaj działają one razem. Taka zgrana grupa.Mają hierarchię, ustalaną na samym początku założenia.-Zaczęłam tłumaczyć. Wpatrywałam się przed siebie rejestrując nawet najdrobniejszy ruch gałęzi.
-Hm.... Jest więcej innych wilków...? - powiedziałem z uznaniem w głosie, dla wiedzy wadery.
-Na razie jestem tylko ja. Ale jestem pewna, że niedługo dołączy do mnie więcej osób. -Stwierdziłam z pewnością.-Chociaż niedaleko jest moja siostra. Nazywa się Nivess i ma własną watahę.
-oo... - mruknąłem machając ogonkiem w rytm kroków. Nie wiedziałem zbytnio co powiedzieć, więc milczałem. Nagle głośno zaburczało mi w brzuchu. Fakt, dawno nic nie jadłem...
-Jesteś głodny?- spytałam, gdyż burczenie jego żołądka dobiegło także moich uszu. Zatrzymałam się i spojrzałam na Shadowa.
Pokiwałem energicznie głową, a żołądek ścisnął mi się z głodu.
Rozejrzałam się po okolicy węsząc. Po chwili dotarł do mnie zapach zająca. A raczej kilku.-Choć i bądź cicho.-powiedziałam i ruszyłam w kierunku zwierzyny.
Cicho, i (znowu!) Nie wiedząc o co chodzi, niepewnie ruszyłem za panią Artilay.
Podeszłam do gęstych krzaków i delikatnie z nich wyjrzałam. Były tam. Dwa zające kręciły się po polanie. Naprężyłam mięśnie.
-Patrz i ucz się.-powiedziałam cicho do młodego i skoczyłam na wybranego zająca.
Nie zdążył zareagować i był już w uścisku moich kłów. Drugi uciekł. Zakończyłam szybko jego życie i położyłam na ziemi.
-Obiad podano.-powiedziałam żartobliwie.
Uśmiechnąłem się pełen podziwu.
-Mogę...?
-Jasne. Cały dla ciebie. Ja jadłam wcześniej.-Usiadłam na ziemi uśmiechając się.
Zaśmiałem się tylko i zabrałem się do zajadania. Było pyszne...
Spojrzałam na czyste jak łza niebo. Shadow był ma moje oko nieco nietypowy. Mało co wiedział i nie znał rodziców. Może o nich zapomniał? W każdym razie znalazłam go zanim padł z głodu. Ciekawe skąd jest..
Gdy już zjadłem (dosyć szybko mi to poszło) oblizałem się i podziękowałem wilczycy
-Nie ma za co młody.- Odpowiedziałam.-Idziemy dalej?
-A daleko jeszcze? - zapytałem kładąc uszy na boki
-Nie już blisko.-Powiedziałam i po kilku minutowym marszu zauważyłam krzaki, które udzielały polanę od lasu. Przedarłam się przez nie i stanęłam na skraju dużej polany.-Witam na polanie Watahy Kryształowych Serc.-Powiedziałam uroczyście.
-Ło... - rozejrzałem się. I mogę tu zostać?
Artilay i Shadow
Wędrowałem już tak kilka dni, bez wody ani jedzenia. Przepotwornie chciało mi się pić, a brzuch skręcał mi się z głodu. Gdy zobaczyłem rzekę natychmiast bez namysłu podszedłem i zanurzyłem pysk w wodzie. Woda naokoło natychmiast zamigotała tęczowym blaskiem gdy tylko zetknęła się z moim pyszczkiem, jednak przyzwyczaiłem się do tego i nie zwracałem na to uwagi.
Po cichu podchodziłam do nieznajomego. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to szczenie. Jego futro było dość ciekawe. Gdy podeszłam już bardzo blisko byłam pewna, że zauważył moją obecność.
-Hej mały. Co tu robisz sam?- spytałam łagodnie z uśmiechem.
Wzdrygnąłem się i natychmiast wyjąłem ociekający wodą pyszczek z rzeki. Woda wróciła do normalnego stanu. Stała przede mną starsza wilczyca. Prawdę mówiąc nigdy nie widziałem innego wilka.
- Dzień dobry proszę pani... - przywitałem się grzecznie - Ja chciałem się tylko napić.
-Pij spokojnie. Nic ci nie zrobię.- Powiedziałam spokojnie i usiadłam na ziemi dalej obserwując młodego.-Każdy ma prawo do wody. Zwłaszcza w taki upał.
Niepewnie zanurzyłem pysk w wodzie wciąż obserwując wilczycę. Nie miała ogona, ale za to piękne granatowe pióra. Były da mnie trzy razy piękniejsze niż jakikolwiek ogon! No może nie widziałem w życiu innego wilka...
Po chwili obserwacji wilczka skierowała wzrok na płynącą rzekę. Ciekawiło mnie co taki malec robi sam w lesie. Za pierwszym razem zdawało mi się, że się zgubił. No, ale rodzice raczej staraliby się go znaleźć jak najszybciej. Nie mam pojęcia. Może później go spytam. Kątem oka ponownie zerknęłam na szarego.
Gdy już się napiłem, otarłem ociekający wodą pysk i powiedziałem
-Jestem Shadow, miło mi poznać
-Artilay Anara Dalrua III- Powiedziałam szybko.-Dla znajomych Artilay albo Arti. Mi również miło. Co tu robisz sam?
- Chciałem się napić wody - powtórzyłem, nie do końca rozumiejąc pytanie.
-To już wiem. Chodzi mi o to czemu jesteś tu sam. Gdzie twoi rodzice?-Spytałam precyzując pytanie.
-Rodzice....? - zapytałem przekrzywiając zdziwiony łepek. Coraz mniej rozumiałem o co chodzi wilczycy - Kto to taki....?
-....- Zapowietrzyłam się próbując znaleźć odpowiednie słowa.-Rodzice to ktoś taki...-urwałam próbując sobie przypomnieć moich.
Nie wiedziałem że inne wilki są aż takie dziwne. Mój mózg działał na najwyższych obrotach, a i tak nie wiedziałem o co jej chodzi. Nadal z przekrzywionym łebiem wpatrywałem się w nią uważnie.
-Opiekują się swoimi dziećmi. Uczą swoje pociechy samodzielnego życia. Jak polować czy używać mocy. Wychowują nas póki nie dorośniemy i nie założymy własnych rodzin. Kochają nas zawsze i starają ustrzec od złego. Gdy popełnimy błąd często doradzą jak to naprawić. Czasami zdaża się, że czegoś nam zabronią, ale tylko dla naszego dobra...-Mówiłam przypominając sobie jak wychowali mnie rodzice. Wiele wspomnień było szczęśliwych. Jednak zdarzały się też negatywne. Zdarzały się kłótnie, a także zabawy.
Nie zrozumiałem połowy jej wypowiedzi, ale...
- Chyba fajnie by było mieć rodziców... - mruknąłem.
-Bardzo fajnie.-Spojrzałam mu w oczy. Czyli spotkałam sierotę.-Nie masz rodziców?
-Hm... - mruknąłem w pełnym zamyśleniu - Jest pani pierwszą osobą którą spotykam więc... Nie, raczej nie.
-Pierwszą?- zdziwiły mnie jego słowa. Jak można nikogo nie spotkać.-Mniejsza. Chcesz iść ze mną na polanę mojej watahy?-spytałam po chwili.
-Watahy? - zapytałem a oczy (jeżeli to w ogóle możliwe) poszerzyły mi się jeszcze bardziej ze zdumienia.
-Uhh.-Jęknęłam zaskoczona brakiem wiedzy młodego. Wstałam z ziemi.-Choć wytłumaczę ci po drodze.
W sumie co mi tam, pomyślałem, i potruchtałem za wilczycą
-Wataha to grupa wilków. Zazwyczaj działają one razem. Taka zgrana grupa.Mają hierarchię, ustalaną na samym początku założenia.-Zaczęłam tłumaczyć. Wpatrywałam się przed siebie rejestrując nawet najdrobniejszy ruch gałęzi.
-Hm.... Jest więcej innych wilków...? - powiedziałem z uznaniem w głosie, dla wiedzy wadery.
-Na razie jestem tylko ja. Ale jestem pewna, że niedługo dołączy do mnie więcej osób. -Stwierdziłam z pewnością.-Chociaż niedaleko jest moja siostra. Nazywa się Nivess i ma własną watahę.
-oo... - mruknąłem machając ogonkiem w rytm kroków. Nie wiedziałem zbytnio co powiedzieć, więc milczałem. Nagle głośno zaburczało mi w brzuchu. Fakt, dawno nic nie jadłem...
-Jesteś głodny?- spytałam, gdyż burczenie jego żołądka dobiegło także moich uszu. Zatrzymałam się i spojrzałam na Shadowa.
Pokiwałem energicznie głową, a żołądek ścisnął mi się z głodu.
Rozejrzałam się po okolicy węsząc. Po chwili dotarł do mnie zapach zająca. A raczej kilku.-Choć i bądź cicho.-powiedziałam i ruszyłam w kierunku zwierzyny.
Cicho, i (znowu!) Nie wiedząc o co chodzi, niepewnie ruszyłem za panią Artilay.
Podeszłam do gęstych krzaków i delikatnie z nich wyjrzałam. Były tam. Dwa zające kręciły się po polanie. Naprężyłam mięśnie.
-Patrz i ucz się.-powiedziałam cicho do młodego i skoczyłam na wybranego zająca.
Nie zdążył zareagować i był już w uścisku moich kłów. Drugi uciekł. Zakończyłam szybko jego życie i położyłam na ziemi.
-Obiad podano.-powiedziałam żartobliwie.
Uśmiechnąłem się pełen podziwu.
-Mogę...?
-Jasne. Cały dla ciebie. Ja jadłam wcześniej.-Usiadłam na ziemi uśmiechając się.
Zaśmiałem się tylko i zabrałem się do zajadania. Było pyszne...
Spojrzałam na czyste jak łza niebo. Shadow był ma moje oko nieco nietypowy. Mało co wiedział i nie znał rodziców. Może o nich zapomniał? W każdym razie znalazłam go zanim padł z głodu. Ciekawe skąd jest..
Gdy już zjadłem (dosyć szybko mi to poszło) oblizałem się i podziękowałem wilczycy
-Nie ma za co młody.- Odpowiedziałam.-Idziemy dalej?
-A daleko jeszcze? - zapytałem kładąc uszy na boki
-Nie już blisko.-Powiedziałam i po kilku minutowym marszu zauważyłam krzaki, które udzielały polanę od lasu. Przedarłam się przez nie i stanęłam na skraju dużej polany.-Witam na polanie Watahy Kryształowych Serc.-Powiedziałam uroczyście.
-Ło... - rozejrzałem się. I mogę tu zostać?
Artilay i Shadow
piątek, 29 sierpnia 2014
Znowu kolejny turysta?
Droga do głównego miejsca Watahy Luminous zajęła nam mniej czasu niż mogłam się spodziewać. Mimo, iż w skład naszych terenów wchodzi polana, oraz gęsty las mieszany, za miejsce spotkań, oraz wszelakich obrad postanowiłam obrać jaskinię w górach Takai. Była ona dobrze zamaskowana, więc żadne zbłąkane stworzenie nie miało prawa jej odkryć, a co gorsza - przywłaszczyć.
- Myślę, że nie pożałujesz swojej decyzji - rzekłam po dłuższej chwili milczenia, nie odwracając się w stronę Arayivi. Byłam zbyt pochłonięta drogą, a mój czuły węch wciąż wyłapywał różne, najdziwniejsze zapachy. Na szczęście nie wyczułam w pobliżu żadnego obcego wilka i nie musiałam kolejny raz fatygować się, aby wygonić przybłędę z terenów Watahy. Chociaż nie myślałam, że ten ktoś kogo na początku miałam nieźle poturbować, okaże się być z czasem nowym członkiem Luminous. Wilczyca nie wyglądała na złą. Wydawała się być intrygująca, a ja byłam naprawdę ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej... Ale oczywiście nie okazywałam tego. Jak to zawsze.
- Góra ta zwie się Takai - powiedziałam trochę donośniej, a zbłądzone echo rozniosło się po skalnych półkach i poczęło odbijać od nieruchomych ścian. - To tutaj mieści się główna "siedziba" Watahy Luminous. W skład naszych terenów wchodzi jeszcze las mieszany, oraz spora polana, gdzie zazwyczaj polujemy.
- Rozumiem - rzekła, czujnym wzrokiem lustrując okolicę. Jej towarzysz, Ashas, przysiadł na wystającej skale i tak samo jak wilczyca, rozejrzał się uważnie, a jego czarne ślepia jedynie przeskakiwały z jednego punktu na drugi. W głębi duszy chciałam, aby to miejsce spodobało się Arayivi. Na zewnątrz zasłaniałam się jednak maską obojętności, którą ukazywałam na co dzień.
- Powoli zaczyna się ściemniać - zauważyłam, spoglądając na purpurowe niebo, które przecinały jasne, pomarańczowe smugi. Ciemne, deszczowe chmury na reszcie rozwiał wiatr, który w tym momencie dał się mocno we znaki, wplątując w futro i mierzwiąc je na wszystkie, możliwe strony. Warknęłam cicho pod nosem, jakby chcąc samą moją postawą i wyrazem pyska wystraszyć coś niematerialnego.
- Wejdźmy do jaskini - zaproponowałam, wpuszczając czerwoną wilczycę pierwszą. Kiwnęła tylko lekko łbem i usadowiła się w miarę wygodnie na kamiennym podłożu.
- Powiadasz więc, że niedaleko Twych terenów Watahę ma jeszcze siostra? - zagadnęła po chwili, przyglądając mi się uważnie.
- Owszem - wywarczałam przez zęby, a pamięć znów przytargała mi tuż przed ślepia obrazy i sceny, które rozgrywały się jakiś czas temu. Wataha, ojciec, wojna i oczywiście Artilay, której nie mogłam tego zapomnieć. Nadal czując jednak na sobie spojrzenie wilczycy, opamiętałam się i uspokoiłam. Nerwy nic nie dałyby w tym momencie. Ani zemsta.
- Założyła Watahę Kryształowych Serc. Swoją własną. Mieści się niedaleko Luminous, jednak nadal pozostajemy w neutralnych stosunkach.
- Przeszłość? - rzekła krótko, przymrużając lekko ślepia. Rzuciłam w jej stronę ukradkowe spojrzenie, znów przez chwilę czując się jak wystraszony, mały szczeniak. Szybko potrząsnęłam łbem, chcąc wyrzucić z siebie te myśli i usiadłam na miejscu, z wolna machając swoimi ogonami.
- To już nie ma znaczenia - odparłam chłodno, bardziej do siebie, niż do niej. Widziałam, że chcę coś powiedzieć, jednak nagle zastygła, tylko wlepiając we mnie wzrok. Posłałam jej niezrozumiałe spojrzenie, jednak ta tylko wyszła z jaskini i rozejrzała się.
- Czujesz? - mruknęła, nie przestając węszyć. Przystawiłam nos do ziemi, wciągając tysiące różnych zapachów, aż w końcu trafiłam na ten odpowiedni. Uniosłam gwałtownie łeb do góry i warknęłam:
- Znowu zbłąkany turysta?
~Nivess~
Ta daaaa! Dobra, miało być dłuższe, ale... no, nie wyszło :c Mam nadzieję, że było w miarę okej :)
- Myślę, że nie pożałujesz swojej decyzji - rzekłam po dłuższej chwili milczenia, nie odwracając się w stronę Arayivi. Byłam zbyt pochłonięta drogą, a mój czuły węch wciąż wyłapywał różne, najdziwniejsze zapachy. Na szczęście nie wyczułam w pobliżu żadnego obcego wilka i nie musiałam kolejny raz fatygować się, aby wygonić przybłędę z terenów Watahy. Chociaż nie myślałam, że ten ktoś kogo na początku miałam nieźle poturbować, okaże się być z czasem nowym członkiem Luminous. Wilczyca nie wyglądała na złą. Wydawała się być intrygująca, a ja byłam naprawdę ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej... Ale oczywiście nie okazywałam tego. Jak to zawsze.
- Góra ta zwie się Takai - powiedziałam trochę donośniej, a zbłądzone echo rozniosło się po skalnych półkach i poczęło odbijać od nieruchomych ścian. - To tutaj mieści się główna "siedziba" Watahy Luminous. W skład naszych terenów wchodzi jeszcze las mieszany, oraz spora polana, gdzie zazwyczaj polujemy.
- Rozumiem - rzekła, czujnym wzrokiem lustrując okolicę. Jej towarzysz, Ashas, przysiadł na wystającej skale i tak samo jak wilczyca, rozejrzał się uważnie, a jego czarne ślepia jedynie przeskakiwały z jednego punktu na drugi. W głębi duszy chciałam, aby to miejsce spodobało się Arayivi. Na zewnątrz zasłaniałam się jednak maską obojętności, którą ukazywałam na co dzień.
- Powoli zaczyna się ściemniać - zauważyłam, spoglądając na purpurowe niebo, które przecinały jasne, pomarańczowe smugi. Ciemne, deszczowe chmury na reszcie rozwiał wiatr, który w tym momencie dał się mocno we znaki, wplątując w futro i mierzwiąc je na wszystkie, możliwe strony. Warknęłam cicho pod nosem, jakby chcąc samą moją postawą i wyrazem pyska wystraszyć coś niematerialnego.
- Wejdźmy do jaskini - zaproponowałam, wpuszczając czerwoną wilczycę pierwszą. Kiwnęła tylko lekko łbem i usadowiła się w miarę wygodnie na kamiennym podłożu.
- Powiadasz więc, że niedaleko Twych terenów Watahę ma jeszcze siostra? - zagadnęła po chwili, przyglądając mi się uważnie.
- Owszem - wywarczałam przez zęby, a pamięć znów przytargała mi tuż przed ślepia obrazy i sceny, które rozgrywały się jakiś czas temu. Wataha, ojciec, wojna i oczywiście Artilay, której nie mogłam tego zapomnieć. Nadal czując jednak na sobie spojrzenie wilczycy, opamiętałam się i uspokoiłam. Nerwy nic nie dałyby w tym momencie. Ani zemsta.
- Założyła Watahę Kryształowych Serc. Swoją własną. Mieści się niedaleko Luminous, jednak nadal pozostajemy w neutralnych stosunkach.
- Przeszłość? - rzekła krótko, przymrużając lekko ślepia. Rzuciłam w jej stronę ukradkowe spojrzenie, znów przez chwilę czując się jak wystraszony, mały szczeniak. Szybko potrząsnęłam łbem, chcąc wyrzucić z siebie te myśli i usiadłam na miejscu, z wolna machając swoimi ogonami.
- To już nie ma znaczenia - odparłam chłodno, bardziej do siebie, niż do niej. Widziałam, że chcę coś powiedzieć, jednak nagle zastygła, tylko wlepiając we mnie wzrok. Posłałam jej niezrozumiałe spojrzenie, jednak ta tylko wyszła z jaskini i rozejrzała się.
- Czujesz? - mruknęła, nie przestając węszyć. Przystawiłam nos do ziemi, wciągając tysiące różnych zapachów, aż w końcu trafiłam na ten odpowiedni. Uniosłam gwałtownie łeb do góry i warknęłam:
- Znowu zbłąkany turysta?
~Nivess~
Ta daaaa! Dobra, miało być dłuższe, ale... no, nie wyszło :c Mam nadzieję, że było w miarę okej :)
czwartek, 28 sierpnia 2014
Decyzja
- Czuję inne wilki –
mruknęłam do Ashas’a.
Cicho dreptałam z
pochylonym kłębem. Wciągnęłam powietrze by móc lepiej rozpoznać zapachy. Zerknęłam
na kruka, który przysiadł na pobliskiej gałęzi świerka. Ashas przechylił łebek raz w jedną i raz w drugą
stronę. Zmrużyłam woje niebiesko-zielone oczy i ruszyłam przez zarośla. Wysokie
paprotki delikatnie kołysały się pod wpływem moich ruchów. Katem oka
dostrzegłam Ashas’a, który przelatuje z jednej gałęzi na drugą. Przystanęłam.
Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Jakieś ukryte ślepia. Delikatnie
wyprostowałam łeb. Cisza. Żadnej żywej duszy, oprócz ptaków wyśpiewujących
swoje trele w koronach drzew. A jednak czułam, że coś szło nie po mojej myśli.
Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam dalej tym razem robiąc większy hałas. Lecz
cały czas nasłuchiwałam podejrzanych szelestów. Zaczęłam truchtać. Trucht
zamieniłam w bieg.
I dostrzegłam. Kątem
oka. Biało-czerwony ogon mignął wśród… nie, kilka ogonów. A któż teraz będzie
liczył czyjeś ogony, skoro trzeba walczyć? Szybko skręciłam w lewo,
przeskoczyłam mały pieniek i kilka muchomorów. Słyszałam za sobą wilczy bieg i
przekleństwa. Jeszcze raz szybko skręciłam tym razem prawo. Wskoczyłam za dwa
potężne dęby i słuchałam. Wilk się zatrzymał. To wiedziałam na pewno. Wyczuł
mój zapach, prawdopodobnie skierował się w moją stronę. Podczołgałam się pod
pobliskie paprotki i tam obserwowałam. Po Ashas’ie nie było śladu. Musiał
przelecieć na wyższe partie drzew. Po
nieznajomych wilku też nie było śladu. Wstrzymałam oddech. Usłyszałam ciche
warkniecie za sobą. Szybko się odsunęłam, lecz biała łapa zahaczyła o mój
grzbiet, a pazury zostawiły ślady. Przewróciłam się łamiąc paprotki (w rolach
głównych – paprotki… xD). Biały wilk, a
dokładniej wilczyca, szybko otrząsnęła się po upadku i stanęła w pozycji
bojowej. Również wstałam. Wytrzasnęłam brud z czerwonego futra. Lekko znudzona
skierowałam wzrok na waderę. Takie bijatyki nie zawsze mnie zadowalały. Wolałam
na spokojnie bawić się swoimi ofiarami, a potem im się ukazać. Lecz tym razem
było inaczej, przeciwnik mnie zaatakował. Musiałam bronić własnej skóry
pazurami, bo patrząc na ta wściekłą waderę dyplomatyczne rozwiązanie raczej nie
wchodziło w grę.
-Kim jesteś i po co tu
przyszłaś?! – Usłyszałam.
-Dlaczego od razu tak
nerwowo. Rozumiem, że cię sprowokowałam, ale to ty mnie śledziłaś – odparłam.
- Mów! Wtargnęłaś na
obce terytorium!
-Mówiłam ci, że czuje
obce wilki – powiedziałam do Ashas’a, który wyładował na spróchniałym
konarze. – A o nazwę watahy można
prosić?
Biała wadera podniosła
łeb i odparła trochę spokojniej:
-Można. Wataha Luminous w Mystical Glen.
Wymieniłam spojrzenie z
moim kompanem.
-Miło mi. Jestem
Arayiva Akane z rodu Graentów. Przybywam z lodowatych ziem Islandii, a mymi
przodkami są Grænt Úlfur Hekly, czyli stara rasa Zielonych Wilków Hekli –znanym
zwyczajem swojej rasy zgrabnie pochyliłam łeb na gest szacunku i powitania
wadery.
-A jam jest Asha’s.
Kruk Popiołów, towarzysz i wierny przyjaciel Zielonej Córy Islandii – Ashas
również skinął swoim czarnym łebkiem.
Biało-czerwona wilczyca
patrzyła dziwnym wzrokiem na mnie i Kruka. Odniosłam wrażenie, że ją, jak to
się mówi, zamurowało.
-Ee, ja jestem Nivess,
ale możecie mówić mi Nashi. Jestem w Alfą w Watasze Luminous – powiedziała
powoli, lecz nagle w jej złotych ślepiach rozległ się niebezpieczny błysk. –
Dlaczego wtargnęliście na teren mojej watahy?
-Nie chcieliśmy
wtargnąć. Wyczułam twoją obecność, więc chciałam, żebyś wyszła na światło
dzienne. My tylko podróżujemy. Ja i Ashas bylibyśmy bardzo wdzięczni, jeżeli
skróciłabyś nam drogę i moglibyśmy przejść przez teren twojej watahy – odparłam
spokojnie. Od razu przypomniałam sobie dyplomatyczne rozmowy mojej matki.
-Skąd mam mieć pewność,
że nie macie złych zamiarów? – Nivess poruszyła niespokojnie swoimi ogonami.
Jeśli udało mi się dobrze policzyć, miała ich dziewięć.
-Przechodzilibyśmy z
eskortą – odparł Ashas jakby trochę zirytowany.
-Poza tym, my nigdy nie
mamy złych zamiarów, my tylko podróżujemy – skłamałam gładko. Poczułam jak moje
oczy delikatnie rozbłyskają.
-No myślę. W sumie... moglibyście przejść. –
zastanawiała się Nivess, jednocześnie mocno nam się przyglądając. - Ale! Ale
jeśli dopuścicie się ucieczki gorzko tego pożałujecie.
-Za takie wykroczenie w
mojej rodzinnej watasze karze się wiszeniem na haku wbitym w szczękę od wschodu
do zachodu słońca – powiedziałam, mając nadzieję, ze ta wadera w końcu
zrozumie, iż nie jesteśmy sobie jakimiś byle uciekinierami.
-Tak myśliwi wieszają
zdobyta zwierzynę – zauważyła Nivess.
-Tak, też to
widzieliśmy. Lecz nie wzięliśmy tego od nich. Moja Wielka Wataha żyła na
Islandii jeszcze przed przybyciem wikingów, a ten zwyczaj, ta kara jest jedną z
najstarszych, które praktykujemy.
- Surowa kraina, surowe
zasady – zakończył Ashas.
- Rozumiem. Doskonale
was rozumiem. Skoro sobie wszystko wytłumaczyliśmy…
- Tak, ruszajmy –
mruknęłam.
Nivess wyminęła mnie, a
ja ruszyłam za nią. Nie minęła chwila, kiedy się zatrzymaliśmy. Białą wadera
odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi prosto w oczy.
-Podróżujecie? Czyli
poszukiwacze przygód. A czy nie chcielibyście zasmakować życia w mojej watasze.
Nie mam pod władzą wielu wilków, a na południu swoją watahą rządzi moja starsza
siostrzyczka – odniosłam wrażenie, że ostatnie słowa wypowiedziała z pogardą. – A myślę, że mogłybyśmy się zrozumieć.
Zastanowiłam się
chwilę. Miałam swój dom. Miałam rodzinkę, jednakże byłam najmłodsza. To mojej
starszej siostrze… wtedy zrozumiałam. Nivess nieświadomie sprawiła, ze poczułam
się zagrożona. Po moich rodzicach władze w watasze przejmie siostra, nie ja.
Chyba, że założy własną watahę, zginie lub nie będzie zdolna do władania
watahą. A ja? Kim ja będę? Jej służącą? W moim domu panują rygorystyczne
zasady. Byłabym bardziej uprzywilejowaną osobą niż teraz, tak samo, lub mniej.
Nie może mnie zdegradować do stanowiska pomywaczki, ale może sprawić, że moje
decyzje nie będą się już tak liczyć…
Zdałam sobie sprawę, że
Nivess badawczo mi się przygląda.
-Jedną chwilę –
powiedziałam i odeszłam na stronę, aby pomówić na osobności z Ashas’em. Ten kruk
był mądry, pracował dla mojego ojca, więc na pewno mi pomoże, taką przynajmniej
miałam nadzieję.
-Nie będę władać na
Islandii – rzuciłam. Ashas poruszył swoimi małymi, czarnymi oczkami.
-Wygląda na to, że nie.
Chodź znając twoją siostrę i jej temperament. Lubi robić wszystko po swojemu. Nie
wydaje mi się, aby chciała przejąć Watahę. Zapewne założy swoją. A zresztą, nie
przejmuj się na zapas. Jesteśmy długowieczni, a twój ojciec to potężny basior.
Mój pradziad nie pamięta, kiedy chorował, a co dopiero umierał od ran. Jeszcze
sobie poczekasz zanim ustąpi wam miejsca. A co do matki, im jest bliżej niego,
daje mu siłę i …
-Dobrze, dobrze,
rozumiem. I nie chce słuchać jednocześnie o matce i ojcu. Wystarczająco długo
patrzyłam na ich umizgi – odparłam szybko. Już miałam odejść, gdy nagle mnie
olśniło. - A czy byłaby możliwość władania watahą razem z siostrą?
-Tego nie wiem. Ale
musisz porozmawiać z Twoimi rodzicami. Od nich tez zależy, komu chcą pozostawić
watahę. Lecz wydaje mi się, ze mogłoby to być całkiem możliwe. Oczywiście jeśli
jesteś wystarczająco blisko ze swoją siostrą. Z drugiej strony, nie wiem jak na
to inni by zareagowali..
-Rozumiem. Dziękuję ci
za mądrą radę. – westchnęłam. Odwróciłam
się i podeszłam do Nivess.
Biała wilczyca z
czerwonymi pręgami odwróciła się i spojrzała na nas dwojga.
-A jaki klimat panuje
na terytorium, które obejmuje twoja wataha? – zapytałam niby od niechcenia, ale
w głębi serca czułam, że to dobra decyzja.
Koniec
Wiem, genialne
zakończenie i genialni bohaterowie: paprotki – nic dodać, nic ująć xD
Nemi, mam nadzieję, że
akceptujesz to opowiadanie. Starłam się dopasować wypowiedzi Nivess do jej
charakteru :D
Io Inaereth i jej humory
Porywisty wicher
rozrzucił suche liście. Wbił swoje lodowate palce w czarne futro wadery, lecz
ta ani drgnęła. Spoglądał swymi lodowato-niebieskimi ślepiami na krajobraz
rozciągający się u jej łap. Stała na niewielkim pagórku na górskiej łące.
Przechyliła łeb w prawo i spojrzeć na świat z innej perspektywy. Usłyszała z
boku głośne trele. Malutka sikorka modra usiadła na martwej gałęzi, która
leżała nieopodal. Przekręciła głowę w lewo by na nią spojrzeć. Dmuchnęła w jej
stronę, a kolorowy ptak zamarzł. Wadera zmrużyła oczy i delikatnie uśmiechnęła
się. Zawyła radośnie i zeskoczywszy ze wzgórza pobiegła w dół. Przeskoczyła
powalony świerk i biegła dalej. Wbiegła między zarośla, by nagle znaleźć się
pośród niewzruszonych sosen. Skręciła w prawo, by znowu zmienić kierunek i
pobiec w druga stronę. Zaczęła zwalniać, aż w końcu zatrzymała się. Westchnęła
i spojrzała w górę. Kilka żółtych igieł spadło jej na pysk przy kolejnym silnym
podmuchu wiatru. Odskoczyła i potrząsnęła trójkątnym łbem, aby pozbyć się
śmieci. Prychnęła niezadowolona i jeszcze raz zerknęła w górę. Niebo powoli
przysłaniały burzowe chmury.
Io nienawidziła
deszczu. Duża jego ilość topiła śnieg, a to niszczyło jej piękne dzieła.
Warknęła niezadowolona i ruszyła w dół w stronę Jeziora. Od czasu do czasu
węszyła czy czasem jakaś nierozważna wiewiórka, czy może borsuk nie przypałętał
się tuż pod jej ostre zębiska. Ostatecznie dała sobie z tym spokój i
potruchtała dalej. Po dość długiej wędrówce przez las wyszła na kolejną łąkę.
Odnalazła kolejne wzniesienie, punkt obserwacyjny, który pozwolił jej się
zorientować w terenie. Dostrzegła ciemna, jak niebo u góry, taflę Jeziora.
Napięła mięśnie tylnych łap, aby zwinnie zeskoczyć, gdy nagle wbiła pazury w
ziemię. Do jej nozdrzy doszedł zapach. Bardzo przyjemy zapach. Ten, który tak
bardzo ukochała. Zapach krwi. Jej źrenice się rozszerzyły. Przykucnęła i
rozejrzała się. Cisza jak makiem zasiał. Jeszcze raz się rozejrzała. Nikogo nie
ma. Wzięła głęboki wdech. Zapach, który unosił się w powietrzu były z jej lewej
strony. Spojrzała na niewielki zagajnik.
Jeżeli pójdzie sprawdzić, co to będzie musiała iść okrężną droga do Jeziora.
Jednak myśl o ciepłej krwi zwyciężyła i Io co sił w swoich długich,
patykowatych łapach pobiegła w stronę drzew. Dzięki swoim długim pazurom,
szybko zahamowała, ryjąc ziemię. Zaszyła się w krzakach. Zapach był bardzo
blisko. Wsadziła łeb między gałęzie, jednak nic nie dostrzegła. Siedząc za
krzakami dopiero teraz poczuła głód… oraz krople deszczu. Io niczym poparzona
wyskoczyła z zarośli, gdy tylko jedna z kropel kapnęła na jej łapę. Zawarczała
wściekła. Dopiero, gdy do jej rozszerzonych nozdrzy doszedł zapach posoki,
uspokoiła się i ruszyła dalej. Całkiem niedaleko, bo za kilkoma bukami, leżała
dogorywająca, nieduża sarenka. Io spojrzała na rany, nie bardzo wiedząc, kto
mógłby to zrobić. Jednak odgoniła te niepotrzebne myśli i łamiąc kark
zwierzynie zaczęła ją konsumować. Gdy skończyła jeść, deszcz rozpadał się na
dobre.
Czarna wilczyca
oblizała zakrwawione wargi i ruszyła w dalsza wędrówkę. Dojście do Jeziora
zajęło jej krócej niż się spodziewała. Poczuła piekące pragnienie. Zazwyczaj w
takich momentach jadła śnieg, twierdząc, że woda jest zbyt delikatna. Teraz
wody miała pod dostatkiem, śniegu… w najwyższych partiach gór, czyli turniach.
Te złowieszcze dla Io myśli sprawiły, że stała się chodzącą chmurą burzową.
Warknęła nawet na pasikonika, który odskoczył spod jej łap. Doszedłszy do
obranego celu, przystanęła i zaczęła się rozglądać po szarym świecie. Spojrzała
na tafle jeziora mąconą przez liczne krople deszczu. Wzięła głęboki wdech i
pobiegła w stronę brzegu. Czując jak ohydna ciesz spada na nią, poczuła ciarki
na ciele i miała ochotę zaszyć się w jak najgłębszej dziurze. Ale bez picia nie
dałaby rady, dlatego musiała poświęcić swoje piękne, czarne futro na rzecz
cholernego pragnienia. Przystanęła na jednym z kamieni i zaczęła łapczywie pić.
Gdy skończyła, co sił pobiegła w stronę lasu. Niestety. Nie zauważyła
wystającego korzenia i potknąwszy się padła na ziemię niczym prosty, wygarbowany
dywan z wilczej skóry.
- Też nie lubisz
deszczu? – usłyszała, gdzieś z boku. Lekko obolała wstała i otrzepała się z
błota i ściółki. Rozejrzała się. Pod dość wysokimi paprociami leżała czerwona
wilczyca.
- Ty jesteś nowa –
odparła inteligentnie.
- A ty brudna –
odgryzła się jej wadera.
Io zmrużyła oczy i
warknęła próbując tym samym wylądować swoją złość. Odwróciła się od czerwonej
wilczycy, iż zaczęła węszyć. Znalazłszy sobie suche miejsce, usiadła tam.
- Będziesz się tak na
mnie gapić?! Tak, jestem brudna i co ci do tego?!
- Masz jeszcze trochę
krwi na pysku. O tutaj. – wskazała jej nowa towarzyszka, a może i
nietowarzyska.
Io chodź wściekła
zlizała krew. Co jak, co, ale takiej dobrej krwi nie lubiła marnować.
Siedziały wsłuchując
się w padający deszcz. Io niekiedy zerkała na nową w watasze, aż w końcu się
odezwała.
- Czyż Akane, nie
znaczy – karmazynowa czerwień? Ty powinnaś nosić imię, bardziej jak krwista
czerwień.
- O widzę, ze ktoś się
uspokoił – zachichotała Arayiva. – Ale masz rację. Jestem karmazynową
czerwienią. Znaczy me drugie imię tak brzmi. Jednakże, chodzi tu bardziej o
krew ofiar, jaką pozostawiam na śniegu, czy kamieniach. Bo widzisz na Islandii,
szczególnie w wulkanach jest dużo szarawych kamieni.
-Mama wrażenie, jakbyś
się urwała z jakiejś monarchii – mruknęła Io.
-Jakiej tam monarchii.
Takie wychowanie, a dokładniej rzecz ujmując – tak uczyli mnie mówić.
- Islandzka Monarcha
Absolutna…
Arayiva spojrzała
zdziwiona na czarną waderę i zaśmiała się.
- Skoro tak twierdzisz.
-Ten deszcz zaczyna
mnie dobijać! Kto wymyślił deszcz, bo na pewno nie Zima! Ja idę w góry. Nie mam
najmniejszej ochoty siedzieć i słuchać tego strasznego szumu.
Io szybko wstała i
wytrząsnęła liście i igły z futra.
- Niestety nie
dotrzymam Ci towarzystwa. Zmęczyłam się. – Arayiva położyła łeb na łapach.
- Zmęczyłaś?! Niby,
czym? – Io spojrzała na nią dziwnie, gdy znowu do jej nozdrzy doszedł słaby
zapach posoki. Jeszcze raz spojrzała na
Arayivę.
- Takie tam małe zabawy
– wadera uśmiechnęła się tajemniczo i zamknęła oczy.
Io dłużej nie zwlekając
ruszyła w stronę dochodzącego zapachu. Znowu poczuła głód, gdyż tamto zwierze,
było małe. Idąc tak przez uśpiony las, cicho nuciła sobie melodyjkę. Gdy
znalazła kolejną zmasakrowaną ofiarę poczuła lodowaty podmuch powietrza
dochodzący z gór, a na jej łapy spadły malutkie płatki śniegu.
Koniec
Dum dum dum dum…
Miało dziać się więcej,
miała być jeszcze Nivess, ale wyszło, że są tylko dwie postacie xD
Taka moja
nieprzewidywalna wyobraźnia &)
Miłego popołudnia xD
środa, 27 sierpnia 2014
Arayiva Akane Graent
Subskrybuj:
Posty (Atom)