niedziela, 4 stycznia 2015

Ien ma racje...

Przyjrzałam mu się. Był to mały wilczek. Futro w niektórych miejscach było bardzo kolorowe, ale teraz wyraźnie zmoczone i ubłocone.
- Po co mi każesz wychodzi do jakiegoś szczeniaka?! -warczę pod nosem.
"W pobliżu jest jego wataha"
-Widzę, że życzysz mi śmierci - mruknęłam
"Możliwe"
Westchnęłam głęboko i podeszłam do młodego basiora.
- Cześć mały, zgubiłeś się? - zagadałam go. Może faktycznie Ien ma racje... Przydałoby się schronić wśród innych wilków. Szczególnie gdy jedzenie coraz trudniej jest złapać.

---------------------------------------------------------
A więc... Ekhem... Dysiu wybacz, że tak późno, ale sama wiesz jak jest z moim Internetem >~<
Przerwijmy tą ciszę! xD

Takie małe.

 Jakie śmieszne.
 Nie pełza po ziemi, jak inne karaluchy, tylko trzepoczą malutkimi skrzydełkami. Nie chowają się w cieniu, a lgną do blasku księżyca. Ale, po co? Dlaczego, gdy same iskrzą się, jak małe słoneczka? Jaki ich sens i starania by sięgnąć gwiazd? Czyżby nie wystarczało im to, co mają?
 Jednak tam tylko czeka ich zguba. Niemożliwe, by coś tak małego i delikatne mogło sięgnąć niebo. Zginie, zanim doleci. Tu w sumie też.
- Zostaw je.-  otwierałem już paszcze, by pochwycić drobinki, jednak czyjś głos przebił się przez mój umysł, wytracając mnie z równowagi. Błądziłem wzrokiem po szuwarach, szukając Jego, jednak nie mogłem nic dojrzeć. Wiatr tylko delikatnie szargał trawę.- Zostaw je. Bo tobie też będzie tak świecił tyłek.- głos znowu przemówił, jednak tym razem był przepełniony, czymś w rodzaju drwiny.
- Co!?- odskoczyłem, jak oparzony przez przypadek potykając się o coś. Runąłem, na swój tyłek, strasząc szybujące nad polaną świecące istotki, które zbiły się wyżej tak, że już nie byłem w stanie ich sięgnąć.
- Głupiś!- zasyczał ponownie głos i tuż przed nogami zaczęła się formować, jakaś postać. Na początku pojawiły się niewyraźne białe plamy, które po chwili ułożyły się, tworząc sporej wielkości węża z czerwonym szalikiem i zawieszonym na nim dzwoneczkiem, który cicho zabrzęczał, gdy ten odwrócił się w moją stronę. Patrzył na mnie pustymi, szkarłatnymi oczami z gniewem wypisanym na pysku.
- Przepraszam.- zachichotałem cicho, gdy pojąłem, że o niego najpewniej się wywróciłem. Starałem się nie śmiać. Naprawdę próbowałem, jednak widząc Jego grymas, po prostu nie mogłem się powstrzymać. Znowu nazwie mnie durniem.
- Żartowałem.- westchnął zrezygnowany, a ja jak trafiony piorunem rozwarłem paszcze, patrząc się na niego pytająco. Wąż chlasnął jęzorem i znowu jego czoło się zmarszczyło w geście gniewu.- Nie patrz na mnie, jak ciele na malowane wrota! Mówię, że żartowałem z tym świeceniem. To są świetliki. Nic takiego nie wywołują. Są po prostu bezużytecznym robalstwem.
 Uśmiechnąłem się do niego, kiwając głową. Wąż prychnął pod nosem, coś o tym, że wyglądam, jak klaun z tym uśmieszkiem, ale nie chciałem go słuchać teraz. Później się wypytam, co to takiego ten „klaun”. Popatrzyłem na niebo, na którym jeszcze przed chwilą latało pełno świetlików, a teraz tylko nieliczne, gdzieś szybują, ale i tak za chwile nikną czy to w trawie, czy na niebie.
- Czyli mogę je zjeść?
- Ta..- odparł, jakby od niechcenia, jednak i tak przypełzł do mnie i nawet spojrzał na niebo.- Ale żadnego już nie ma.
- Nie szkodzi.- podniosłem się z ziemi, strzepując z zadka liście. Gad popatrzył się na mnie pytająco, jednak powstrzymał się od złośliwego komentarza.- Następnym razem je złapię. Dla ciebie też.
- Kpisz, Idioto! Przydałbyś się w końcu na coś i upolowałbyś na przykład sarnę, albo zająca, a nie jakieś robactwo! Jeśli miałbym na to ochotę to bym już dawno cię uchlał w tyłek!- warknął, jednak ja już kawałek dalej szamotałem się z wysoką trawą, biegnąc w stronę lasu. Kątem oka dojrzałem, jak sylwetka węża pomału rozpływała się, by po chwili całkowicie zniknąć. I zostawić mnie całkowicie samego.


~*~
Coś krótkiego, coś małego, ale jest. c:

sobota, 3 stycznia 2015

Psychiczne mary



-I?
-Co? I jak Io, jesteś tak dumna, że nie dostrzegasz prawdziwej siebie! Myślisz, że ktoś Cię
tu lubi? Nie! Jesteś takim samym wyrzutkiem, tak jak byłaś w swojej
rodzinnej watasze!
Czarny cień zadrwił szyderczo, otwarł uzębiony pysk i oblizał krzywe zębiska.
- Zamknij się! – Warknęła Io. Walnęła łapą z całej siły w ścianę lodowatej jaskini. Niebieskie pazury pozostawiły cztery rysy.
-Ha! Cóż za tępota! Chce zabić to, co już martwe!
Chichot innych cieni odbił się od skał.
-Zamknijcie swoje krzywe pyski!
Cisza zawiała niczym delikatny, wiosenny wiatr, lecz nie potrwała długo. Kolejny krzykliwy głos cienia wypełnił jaskinię.
- Nie denerwuj się moja droga. Taka ślicznotka powinna zdawać sobie sprawę, iż...
- CISZA!
Zdyszana Io próbowała złapał oddech. Rozejrzała się w około. Nikogo nie było. Ani wilka, ani czarnej, kościstej zmory. Żadnego głosu.
-Takie mądre, a pochowały się niczym króliki – mruknęła do siebie czarna wilczyca. Wypełniła lodowatym powietrzem płuca, aby uspokoić rozchwiane zmysły. Powtórzyła tę czynność kilka razy. Otwarła swoje ślepia i omiotła lodowatym wzrokiem grotę. Była pustka, ale nadal wyczuwała obecność mrocznych cieni. Westchnęła i ruszyła w stronę jeziora Darlendor. Zimne górskie powietrze zatrzepotało grubym, czarnym futrem Io. Nadchodziła surowa Zima i bardzo ją to cieszyło, gdyż
w końcu będzie mogła swobodnie używać swoich diabelskich sztuczek. Jej Pani i władczyni już niedługo okryje swoją lodowatą wspaniałością te kolorowe i nazbyt gorące krainy.
- Nie rób sobie takich wielkich nadziei!
- Oo tak, oo tak!
- Pani nasza i władczyni nie zawsze jest łaskawa dla swych dzieci. To istna Morderczyni.
Morderczyni, morderczyni
- Nie ma w niej uczuć
-Zapomnij
- Zamknijcie się!
-Ha, nie myśl, ze tak prędko się nas pozbędziesz!
- Jesteśmy Tobą,..
- A ty nami…
Io napięła mięśnie nie mogąc dłużej wytrzymać tych wszystkich obelg o jej osobie,
a co za ty idzie także o Lodowatej Wspaniałości jej Władczyni.  Jeszcze raz wzięła głęboki
i oczyszczający wdech i trochę uspokojona ruszyła w dalszą podróż.
- Nie ignoruj nas!
- My i tak wrócimy!
- Jak nie teraz, to w następnym życiu! – kobiecy głos morderczyni jeszcze długo kołatał
w głowie Io. Przystanęła lekko zszokowana.
- A więc to moja kara? Trzy czarne widma z morderczą przeszłością… Przecież ja też jestem morderczynią! Prędzej zostanę taką jak oni, niż Jej Lodowatość wyśle mnie do piekielnej otchłani.
Podniesiona na duchu Io Inaereth kontynuowała swą wędrówkę nad jezioro. Martwe widma wytrąciły ją z równowagi i nie pamiętała, w jakim celu się tam wybierała. Nie wiedziała też czy jakikolwiek cel sobie obrała w swojej jaskini. Rzadki to widok, zamyślona Io, która włóczy się, jakby nie wiedziała gdzie się znajduje.

***

- Quo vadis?
- Znowu ty?!
- Taaak, to jaa, ha! Ja Szczerbatek!
Io stanęła jak rażona piorunem. Odwróciła się i spojrzała w czarne, krzywe widmo morderczego wilka.
- To imię na pewno nie jest twym imieniem – warknęła.
- Oczywiście, że nie jest! Ten przygłup, wymyślił sobie to... aaał!
- Ona ma być nasza ofiara, nie koleżanką!
- Czy wy kiedykolwiek zostawicie mnie w spokoju – niebieskie oczy Io zalśniły, a na widma spadły gigantyczne sople lodu.
Chciała nas zabić swymi sztuczkami.
Jej cholerne, lodowate sztuczki!
Hehe…
- Ze mną nikt nie wygra – wilczyca odwróciła się dumnie potruchtała w stronę tafli jeziora, aby zaspokoić pragnienie.
 -Już przegrałaś!  - odparł mroczny głos wilczycy-widma.
- Tylko się nie utop, gdy spojrzysz w zwierciadło Derlendor! – szyderczy śmiech jeszcze długo wypełniał umysł Inaereth, a powietrze drżało od szyderczego śmiechu martwych istot.
- Niby, dlaczego miałabym się…
Io Inaereth zgłębiła swoje niebieskie ślepia w wody Jeziora. Jej okrzyk przerażenia, był tak lodowaty, a jednocześnie tak przerażający, iż wszystkie ptaki czmychnęły z koron drzew w górę, szarego nieba.
- Io!  - zdało się słyszeć wołanie równie przerażonej i zaskoczonej Nivess. – Io, co się stało?
-Nienawidzę was! Zostawcie mnie! –warknęła doprowadzając do rozpaczy nie tylko siebie, ale również resztę stworzenia.
Zwierciadło Derlendor zaczęło zamarzać. Mroźne podmuchy wiatru zerwały gałęzie i liście,
a bezradne ptaki, padały na ziemie, niczym martwe muchy pozostawiając krwawe ślady,
na zamarzającym świecie.

I cisza.
A spokoju nie zmącił nawet oddech poranka.