sobota, 3 stycznia 2015

Psychiczne mary



-I?
-Co? I jak Io, jesteś tak dumna, że nie dostrzegasz prawdziwej siebie! Myślisz, że ktoś Cię
tu lubi? Nie! Jesteś takim samym wyrzutkiem, tak jak byłaś w swojej
rodzinnej watasze!
Czarny cień zadrwił szyderczo, otwarł uzębiony pysk i oblizał krzywe zębiska.
- Zamknij się! – Warknęła Io. Walnęła łapą z całej siły w ścianę lodowatej jaskini. Niebieskie pazury pozostawiły cztery rysy.
-Ha! Cóż za tępota! Chce zabić to, co już martwe!
Chichot innych cieni odbił się od skał.
-Zamknijcie swoje krzywe pyski!
Cisza zawiała niczym delikatny, wiosenny wiatr, lecz nie potrwała długo. Kolejny krzykliwy głos cienia wypełnił jaskinię.
- Nie denerwuj się moja droga. Taka ślicznotka powinna zdawać sobie sprawę, iż...
- CISZA!
Zdyszana Io próbowała złapał oddech. Rozejrzała się w około. Nikogo nie było. Ani wilka, ani czarnej, kościstej zmory. Żadnego głosu.
-Takie mądre, a pochowały się niczym króliki – mruknęła do siebie czarna wilczyca. Wypełniła lodowatym powietrzem płuca, aby uspokoić rozchwiane zmysły. Powtórzyła tę czynność kilka razy. Otwarła swoje ślepia i omiotła lodowatym wzrokiem grotę. Była pustka, ale nadal wyczuwała obecność mrocznych cieni. Westchnęła i ruszyła w stronę jeziora Darlendor. Zimne górskie powietrze zatrzepotało grubym, czarnym futrem Io. Nadchodziła surowa Zima i bardzo ją to cieszyło, gdyż
w końcu będzie mogła swobodnie używać swoich diabelskich sztuczek. Jej Pani i władczyni już niedługo okryje swoją lodowatą wspaniałością te kolorowe i nazbyt gorące krainy.
- Nie rób sobie takich wielkich nadziei!
- Oo tak, oo tak!
- Pani nasza i władczyni nie zawsze jest łaskawa dla swych dzieci. To istna Morderczyni.
Morderczyni, morderczyni
- Nie ma w niej uczuć
-Zapomnij
- Zamknijcie się!
-Ha, nie myśl, ze tak prędko się nas pozbędziesz!
- Jesteśmy Tobą,..
- A ty nami…
Io napięła mięśnie nie mogąc dłużej wytrzymać tych wszystkich obelg o jej osobie,
a co za ty idzie także o Lodowatej Wspaniałości jej Władczyni.  Jeszcze raz wzięła głęboki
i oczyszczający wdech i trochę uspokojona ruszyła w dalszą podróż.
- Nie ignoruj nas!
- My i tak wrócimy!
- Jak nie teraz, to w następnym życiu! – kobiecy głos morderczyni jeszcze długo kołatał
w głowie Io. Przystanęła lekko zszokowana.
- A więc to moja kara? Trzy czarne widma z morderczą przeszłością… Przecież ja też jestem morderczynią! Prędzej zostanę taką jak oni, niż Jej Lodowatość wyśle mnie do piekielnej otchłani.
Podniesiona na duchu Io Inaereth kontynuowała swą wędrówkę nad jezioro. Martwe widma wytrąciły ją z równowagi i nie pamiętała, w jakim celu się tam wybierała. Nie wiedziała też czy jakikolwiek cel sobie obrała w swojej jaskini. Rzadki to widok, zamyślona Io, która włóczy się, jakby nie wiedziała gdzie się znajduje.

***

- Quo vadis?
- Znowu ty?!
- Taaak, to jaa, ha! Ja Szczerbatek!
Io stanęła jak rażona piorunem. Odwróciła się i spojrzała w czarne, krzywe widmo morderczego wilka.
- To imię na pewno nie jest twym imieniem – warknęła.
- Oczywiście, że nie jest! Ten przygłup, wymyślił sobie to... aaał!
- Ona ma być nasza ofiara, nie koleżanką!
- Czy wy kiedykolwiek zostawicie mnie w spokoju – niebieskie oczy Io zalśniły, a na widma spadły gigantyczne sople lodu.
Chciała nas zabić swymi sztuczkami.
Jej cholerne, lodowate sztuczki!
Hehe…
- Ze mną nikt nie wygra – wilczyca odwróciła się dumnie potruchtała w stronę tafli jeziora, aby zaspokoić pragnienie.
 -Już przegrałaś!  - odparł mroczny głos wilczycy-widma.
- Tylko się nie utop, gdy spojrzysz w zwierciadło Derlendor! – szyderczy śmiech jeszcze długo wypełniał umysł Inaereth, a powietrze drżało od szyderczego śmiechu martwych istot.
- Niby, dlaczego miałabym się…
Io Inaereth zgłębiła swoje niebieskie ślepia w wody Jeziora. Jej okrzyk przerażenia, był tak lodowaty, a jednocześnie tak przerażający, iż wszystkie ptaki czmychnęły z koron drzew w górę, szarego nieba.
- Io!  - zdało się słyszeć wołanie równie przerażonej i zaskoczonej Nivess. – Io, co się stało?
-Nienawidzę was! Zostawcie mnie! –warknęła doprowadzając do rozpaczy nie tylko siebie, ale również resztę stworzenia.
Zwierciadło Derlendor zaczęło zamarzać. Mroźne podmuchy wiatru zerwały gałęzie i liście,
a bezradne ptaki, padały na ziemie, niczym martwe muchy pozostawiając krwawe ślady,
na zamarzającym świecie.

I cisza.
A spokoju nie zmącił nawet oddech poranka.

2 komentarze:

  1. Więc ktoś żyje!
    Woo... Jak ja nic nie ogarniam. V: Trudno, powoli ogarnę.

    Hym... Chyba przydałoby się coś napisać.

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko, co to będzie dalej :o Jestem strasznie ciekawa.
    Fajnie, że napisałaś ^^
    Jest super, może ja w najbliższym czasie coś nabazgrolę :)

    OdpowiedzUsuń