niedziela, 4 stycznia 2015

Takie małe.

 Jakie śmieszne.
 Nie pełza po ziemi, jak inne karaluchy, tylko trzepoczą malutkimi skrzydełkami. Nie chowają się w cieniu, a lgną do blasku księżyca. Ale, po co? Dlaczego, gdy same iskrzą się, jak małe słoneczka? Jaki ich sens i starania by sięgnąć gwiazd? Czyżby nie wystarczało im to, co mają?
 Jednak tam tylko czeka ich zguba. Niemożliwe, by coś tak małego i delikatne mogło sięgnąć niebo. Zginie, zanim doleci. Tu w sumie też.
- Zostaw je.-  otwierałem już paszcze, by pochwycić drobinki, jednak czyjś głos przebił się przez mój umysł, wytracając mnie z równowagi. Błądziłem wzrokiem po szuwarach, szukając Jego, jednak nie mogłem nic dojrzeć. Wiatr tylko delikatnie szargał trawę.- Zostaw je. Bo tobie też będzie tak świecił tyłek.- głos znowu przemówił, jednak tym razem był przepełniony, czymś w rodzaju drwiny.
- Co!?- odskoczyłem, jak oparzony przez przypadek potykając się o coś. Runąłem, na swój tyłek, strasząc szybujące nad polaną świecące istotki, które zbiły się wyżej tak, że już nie byłem w stanie ich sięgnąć.
- Głupiś!- zasyczał ponownie głos i tuż przed nogami zaczęła się formować, jakaś postać. Na początku pojawiły się niewyraźne białe plamy, które po chwili ułożyły się, tworząc sporej wielkości węża z czerwonym szalikiem i zawieszonym na nim dzwoneczkiem, który cicho zabrzęczał, gdy ten odwrócił się w moją stronę. Patrzył na mnie pustymi, szkarłatnymi oczami z gniewem wypisanym na pysku.
- Przepraszam.- zachichotałem cicho, gdy pojąłem, że o niego najpewniej się wywróciłem. Starałem się nie śmiać. Naprawdę próbowałem, jednak widząc Jego grymas, po prostu nie mogłem się powstrzymać. Znowu nazwie mnie durniem.
- Żartowałem.- westchnął zrezygnowany, a ja jak trafiony piorunem rozwarłem paszcze, patrząc się na niego pytająco. Wąż chlasnął jęzorem i znowu jego czoło się zmarszczyło w geście gniewu.- Nie patrz na mnie, jak ciele na malowane wrota! Mówię, że żartowałem z tym świeceniem. To są świetliki. Nic takiego nie wywołują. Są po prostu bezużytecznym robalstwem.
 Uśmiechnąłem się do niego, kiwając głową. Wąż prychnął pod nosem, coś o tym, że wyglądam, jak klaun z tym uśmieszkiem, ale nie chciałem go słuchać teraz. Później się wypytam, co to takiego ten „klaun”. Popatrzyłem na niebo, na którym jeszcze przed chwilą latało pełno świetlików, a teraz tylko nieliczne, gdzieś szybują, ale i tak za chwile nikną czy to w trawie, czy na niebie.
- Czyli mogę je zjeść?
- Ta..- odparł, jakby od niechcenia, jednak i tak przypełzł do mnie i nawet spojrzał na niebo.- Ale żadnego już nie ma.
- Nie szkodzi.- podniosłem się z ziemi, strzepując z zadka liście. Gad popatrzył się na mnie pytająco, jednak powstrzymał się od złośliwego komentarza.- Następnym razem je złapię. Dla ciebie też.
- Kpisz, Idioto! Przydałbyś się w końcu na coś i upolowałbyś na przykład sarnę, albo zająca, a nie jakieś robactwo! Jeśli miałbym na to ochotę to bym już dawno cię uchlał w tyłek!- warknął, jednak ja już kawałek dalej szamotałem się z wysoką trawą, biegnąc w stronę lasu. Kątem oka dojrzałem, jak sylwetka węża pomału rozpływała się, by po chwili całkowicie zniknąć. I zostawić mnie całkowicie samego.


~*~
Coś krótkiego, coś małego, ale jest. c:

1 komentarz:

  1. Widzisz, Kirsham? Nawet wąż sobie z ciebie żartuje xD
    Nie widziałam jeszcze wilka, który by jadł robactwo, może jakaś nowa moda? :D

    OdpowiedzUsuń