Porywisty wicher
rozrzucił suche liście. Wbił swoje lodowate palce w czarne futro wadery, lecz
ta ani drgnęła. Spoglądał swymi lodowato-niebieskimi ślepiami na krajobraz
rozciągający się u jej łap. Stała na niewielkim pagórku na górskiej łące.
Przechyliła łeb w prawo i spojrzeć na świat z innej perspektywy. Usłyszała z
boku głośne trele. Malutka sikorka modra usiadła na martwej gałęzi, która
leżała nieopodal. Przekręciła głowę w lewo by na nią spojrzeć. Dmuchnęła w jej
stronę, a kolorowy ptak zamarzł. Wadera zmrużyła oczy i delikatnie uśmiechnęła
się. Zawyła radośnie i zeskoczywszy ze wzgórza pobiegła w dół. Przeskoczyła
powalony świerk i biegła dalej. Wbiegła między zarośla, by nagle znaleźć się
pośród niewzruszonych sosen. Skręciła w prawo, by znowu zmienić kierunek i
pobiec w druga stronę. Zaczęła zwalniać, aż w końcu zatrzymała się. Westchnęła
i spojrzała w górę. Kilka żółtych igieł spadło jej na pysk przy kolejnym silnym
podmuchu wiatru. Odskoczyła i potrząsnęła trójkątnym łbem, aby pozbyć się
śmieci. Prychnęła niezadowolona i jeszcze raz zerknęła w górę. Niebo powoli
przysłaniały burzowe chmury.
Io nienawidziła
deszczu. Duża jego ilość topiła śnieg, a to niszczyło jej piękne dzieła.
Warknęła niezadowolona i ruszyła w dół w stronę Jeziora. Od czasu do czasu
węszyła czy czasem jakaś nierozważna wiewiórka, czy może borsuk nie przypałętał
się tuż pod jej ostre zębiska. Ostatecznie dała sobie z tym spokój i
potruchtała dalej. Po dość długiej wędrówce przez las wyszła na kolejną łąkę.
Odnalazła kolejne wzniesienie, punkt obserwacyjny, który pozwolił jej się
zorientować w terenie. Dostrzegła ciemna, jak niebo u góry, taflę Jeziora.
Napięła mięśnie tylnych łap, aby zwinnie zeskoczyć, gdy nagle wbiła pazury w
ziemię. Do jej nozdrzy doszedł zapach. Bardzo przyjemy zapach. Ten, który tak
bardzo ukochała. Zapach krwi. Jej źrenice się rozszerzyły. Przykucnęła i
rozejrzała się. Cisza jak makiem zasiał. Jeszcze raz się rozejrzała. Nikogo nie
ma. Wzięła głęboki wdech. Zapach, który unosił się w powietrzu były z jej lewej
strony. Spojrzała na niewielki zagajnik.
Jeżeli pójdzie sprawdzić, co to będzie musiała iść okrężną droga do Jeziora.
Jednak myśl o ciepłej krwi zwyciężyła i Io co sił w swoich długich,
patykowatych łapach pobiegła w stronę drzew. Dzięki swoim długim pazurom,
szybko zahamowała, ryjąc ziemię. Zaszyła się w krzakach. Zapach był bardzo
blisko. Wsadziła łeb między gałęzie, jednak nic nie dostrzegła. Siedząc za
krzakami dopiero teraz poczuła głód… oraz krople deszczu. Io niczym poparzona
wyskoczyła z zarośli, gdy tylko jedna z kropel kapnęła na jej łapę. Zawarczała
wściekła. Dopiero, gdy do jej rozszerzonych nozdrzy doszedł zapach posoki,
uspokoiła się i ruszyła dalej. Całkiem niedaleko, bo za kilkoma bukami, leżała
dogorywająca, nieduża sarenka. Io spojrzała na rany, nie bardzo wiedząc, kto
mógłby to zrobić. Jednak odgoniła te niepotrzebne myśli i łamiąc kark
zwierzynie zaczęła ją konsumować. Gdy skończyła jeść, deszcz rozpadał się na
dobre.
Czarna wilczyca
oblizała zakrwawione wargi i ruszyła w dalsza wędrówkę. Dojście do Jeziora
zajęło jej krócej niż się spodziewała. Poczuła piekące pragnienie. Zazwyczaj w
takich momentach jadła śnieg, twierdząc, że woda jest zbyt delikatna. Teraz
wody miała pod dostatkiem, śniegu… w najwyższych partiach gór, czyli turniach.
Te złowieszcze dla Io myśli sprawiły, że stała się chodzącą chmurą burzową.
Warknęła nawet na pasikonika, który odskoczył spod jej łap. Doszedłszy do
obranego celu, przystanęła i zaczęła się rozglądać po szarym świecie. Spojrzała
na tafle jeziora mąconą przez liczne krople deszczu. Wzięła głęboki wdech i
pobiegła w stronę brzegu. Czując jak ohydna ciesz spada na nią, poczuła ciarki
na ciele i miała ochotę zaszyć się w jak najgłębszej dziurze. Ale bez picia nie
dałaby rady, dlatego musiała poświęcić swoje piękne, czarne futro na rzecz
cholernego pragnienia. Przystanęła na jednym z kamieni i zaczęła łapczywie pić.
Gdy skończyła, co sił pobiegła w stronę lasu. Niestety. Nie zauważyła
wystającego korzenia i potknąwszy się padła na ziemię niczym prosty, wygarbowany
dywan z wilczej skóry.
- Też nie lubisz
deszczu? – usłyszała, gdzieś z boku. Lekko obolała wstała i otrzepała się z
błota i ściółki. Rozejrzała się. Pod dość wysokimi paprociami leżała czerwona
wilczyca.
- Ty jesteś nowa –
odparła inteligentnie.
- A ty brudna –
odgryzła się jej wadera.
Io zmrużyła oczy i
warknęła próbując tym samym wylądować swoją złość. Odwróciła się od czerwonej
wilczycy, iż zaczęła węszyć. Znalazłszy sobie suche miejsce, usiadła tam.
- Będziesz się tak na
mnie gapić?! Tak, jestem brudna i co ci do tego?!
- Masz jeszcze trochę
krwi na pysku. O tutaj. – wskazała jej nowa towarzyszka, a może i
nietowarzyska.
Io chodź wściekła
zlizała krew. Co jak, co, ale takiej dobrej krwi nie lubiła marnować.
Siedziały wsłuchując
się w padający deszcz. Io niekiedy zerkała na nową w watasze, aż w końcu się
odezwała.
- Czyż Akane, nie
znaczy – karmazynowa czerwień? Ty powinnaś nosić imię, bardziej jak krwista
czerwień.
- O widzę, ze ktoś się
uspokoił – zachichotała Arayiva. – Ale masz rację. Jestem karmazynową
czerwienią. Znaczy me drugie imię tak brzmi. Jednakże, chodzi tu bardziej o
krew ofiar, jaką pozostawiam na śniegu, czy kamieniach. Bo widzisz na Islandii,
szczególnie w wulkanach jest dużo szarawych kamieni.
-Mama wrażenie, jakbyś
się urwała z jakiejś monarchii – mruknęła Io.
-Jakiej tam monarchii.
Takie wychowanie, a dokładniej rzecz ujmując – tak uczyli mnie mówić.
- Islandzka Monarcha
Absolutna…
Arayiva spojrzała
zdziwiona na czarną waderę i zaśmiała się.
- Skoro tak twierdzisz.
-Ten deszcz zaczyna
mnie dobijać! Kto wymyślił deszcz, bo na pewno nie Zima! Ja idę w góry. Nie mam
najmniejszej ochoty siedzieć i słuchać tego strasznego szumu.
Io szybko wstała i
wytrząsnęła liście i igły z futra.
- Niestety nie
dotrzymam Ci towarzystwa. Zmęczyłam się. – Arayiva położyła łeb na łapach.
- Zmęczyłaś?! Niby,
czym? – Io spojrzała na nią dziwnie, gdy znowu do jej nozdrzy doszedł słaby
zapach posoki. Jeszcze raz spojrzała na
Arayivę.
- Takie tam małe zabawy
– wadera uśmiechnęła się tajemniczo i zamknęła oczy.
Io dłużej nie zwlekając
ruszyła w stronę dochodzącego zapachu. Znowu poczuła głód, gdyż tamto zwierze,
było małe. Idąc tak przez uśpiony las, cicho nuciła sobie melodyjkę. Gdy
znalazła kolejną zmasakrowaną ofiarę poczuła lodowaty podmuch powietrza
dochodzący z gór, a na jej łapy spadły malutkie płatki śniegu.
Koniec
Dum dum dum dum…
Miało dziać się więcej,
miała być jeszcze Nivess, ale wyszło, że są tylko dwie postacie xD
Taka moja
nieprzewidywalna wyobraźnia &)
Miłego popołudnia xD
Tam Io ma swoje humorki, ale wybaczamy jej to, to przecież Io xD
OdpowiedzUsuńNotka fajnie napisana, fajnie się czytało :) I ja teraz bym życzyła miłego wieczoru xD
Bardzo przyjemna notka i fajnie się czytało :3 Nawet nie zauważyłam, że już koniec. No, ale co. Zawsze wczuwam się w czytanie.
OdpowiedzUsuńJa tam życzę miłego dnia xD
Artilay