czwartek, 28 sierpnia 2014

Io Inaereth i jej humory


Porywisty wicher rozrzucił suche liście. Wbił swoje lodowate palce w czarne futro wadery, lecz ta ani drgnęła. Spoglądał swymi lodowato-niebieskimi ślepiami na krajobraz rozciągający się u jej łap. Stała na niewielkim pagórku na górskiej łące. Przechyliła łeb w prawo i spojrzeć na świat z innej perspektywy. Usłyszała z boku głośne trele. Malutka sikorka modra usiadła na martwej gałęzi, która leżała nieopodal. Przekręciła głowę w lewo by na nią spojrzeć. Dmuchnęła w jej stronę, a kolorowy ptak zamarzł. Wadera zmrużyła oczy i delikatnie uśmiechnęła się. Zawyła radośnie i zeskoczywszy ze wzgórza pobiegła w dół. Przeskoczyła powalony świerk i biegła dalej. Wbiegła między zarośla, by nagle znaleźć się pośród niewzruszonych sosen. Skręciła w prawo, by znowu zmienić kierunek i pobiec w druga stronę. Zaczęła zwalniać, aż w końcu zatrzymała się. Westchnęła i spojrzała w górę. Kilka żółtych igieł spadło jej na pysk przy kolejnym silnym podmuchu wiatru. Odskoczyła i potrząsnęła trójkątnym łbem, aby pozbyć się śmieci. Prychnęła niezadowolona i jeszcze raz zerknęła w górę. Niebo powoli przysłaniały burzowe chmury.
Io nienawidziła deszczu. Duża jego ilość topiła śnieg, a to niszczyło jej piękne dzieła. Warknęła niezadowolona i ruszyła w dół w stronę Jeziora. Od czasu do czasu węszyła czy czasem jakaś nierozważna wiewiórka, czy może borsuk nie przypałętał się tuż pod jej ostre zębiska. Ostatecznie dała sobie z tym spokój i potruchtała dalej. Po dość długiej wędrówce przez las wyszła na kolejną łąkę. Odnalazła kolejne wzniesienie, punkt obserwacyjny, który pozwolił jej się zorientować w terenie. Dostrzegła ciemna, jak niebo u góry, taflę Jeziora. Napięła mięśnie tylnych łap, aby zwinnie zeskoczyć, gdy nagle wbiła pazury w ziemię. Do jej nozdrzy doszedł zapach. Bardzo przyjemy zapach. Ten, który tak bardzo ukochała. Zapach krwi. Jej źrenice się rozszerzyły. Przykucnęła i rozejrzała się. Cisza jak makiem zasiał. Jeszcze raz się rozejrzała. Nikogo nie ma. Wzięła głęboki wdech. Zapach, który unosił się w powietrzu były z jej lewej strony.  Spojrzała na niewielki zagajnik. Jeżeli pójdzie sprawdzić, co to będzie musiała iść okrężną droga do Jeziora. Jednak myśl o ciepłej krwi zwyciężyła i Io co sił w swoich długich, patykowatych łapach pobiegła w stronę drzew. Dzięki swoim długim pazurom, szybko zahamowała, ryjąc ziemię. Zaszyła się w krzakach. Zapach był bardzo blisko. Wsadziła łeb między gałęzie, jednak nic nie dostrzegła. Siedząc za krzakami dopiero teraz poczuła głód… oraz krople deszczu. Io niczym poparzona wyskoczyła z zarośli, gdy tylko jedna z kropel kapnęła na jej łapę. Zawarczała wściekła. Dopiero, gdy do jej rozszerzonych nozdrzy doszedł zapach posoki, uspokoiła się i ruszyła dalej. Całkiem niedaleko, bo za kilkoma bukami, leżała dogorywająca, nieduża sarenka. Io spojrzała na rany, nie bardzo wiedząc, kto mógłby to zrobić. Jednak odgoniła te niepotrzebne myśli i łamiąc kark zwierzynie zaczęła ją konsumować. Gdy skończyła jeść, deszcz rozpadał się na dobre.
Czarna wilczyca oblizała zakrwawione wargi i ruszyła w dalsza wędrówkę. Dojście do Jeziora zajęło jej krócej niż się spodziewała. Poczuła piekące pragnienie. Zazwyczaj w takich momentach jadła śnieg, twierdząc, że woda jest zbyt delikatna. Teraz wody miała pod dostatkiem, śniegu… w najwyższych partiach gór, czyli turniach. Te złowieszcze dla Io myśli sprawiły, że stała się chodzącą chmurą burzową. Warknęła nawet na pasikonika, który odskoczył spod jej łap. Doszedłszy do obranego celu, przystanęła i zaczęła się rozglądać po szarym świecie. Spojrzała na tafle jeziora mąconą przez liczne krople deszczu. Wzięła głęboki wdech i pobiegła w stronę brzegu. Czując jak ohydna ciesz spada na nią, poczuła ciarki na ciele i miała ochotę zaszyć się w jak najgłębszej dziurze. Ale bez picia nie dałaby rady, dlatego musiała poświęcić swoje piękne, czarne futro na rzecz cholernego pragnienia. Przystanęła na jednym z kamieni i zaczęła łapczywie pić. Gdy skończyła, co sił pobiegła w stronę lasu. Niestety. Nie zauważyła wystającego korzenia i potknąwszy się padła na ziemię niczym prosty, wygarbowany dywan z wilczej skóry.
- Też nie lubisz deszczu? – usłyszała, gdzieś z boku. Lekko obolała wstała i otrzepała się z błota i ściółki. Rozejrzała się. Pod dość wysokimi paprociami leżała czerwona wilczyca.
- Ty jesteś nowa – odparła inteligentnie. 
- A ty brudna – odgryzła się jej wadera.
Io zmrużyła oczy i warknęła próbując tym samym wylądować swoją złość. Odwróciła się od czerwonej wilczycy, iż zaczęła węszyć. Znalazłszy sobie suche miejsce, usiadła tam.
- Będziesz się tak na mnie gapić?! Tak, jestem brudna i co ci do tego?!
- Masz jeszcze trochę krwi na pysku. O tutaj. – wskazała jej nowa towarzyszka, a może i nietowarzyska.
Io chodź wściekła zlizała krew. Co jak, co, ale takiej dobrej krwi nie lubiła marnować.
Siedziały wsłuchując się w padający deszcz. Io niekiedy zerkała na nową w watasze, aż w końcu się odezwała.
- Czyż Akane, nie znaczy – karmazynowa czerwień? Ty powinnaś nosić imię, bardziej jak krwista czerwień.
- O widzę, ze ktoś się uspokoił – zachichotała Arayiva. – Ale masz rację. Jestem karmazynową czerwienią. Znaczy me drugie imię tak brzmi. Jednakże, chodzi tu bardziej o krew ofiar, jaką pozostawiam na śniegu, czy kamieniach. Bo widzisz na Islandii, szczególnie w wulkanach jest dużo szarawych kamieni.
-Mama wrażenie, jakbyś się urwała z jakiejś monarchii – mruknęła Io.
-Jakiej tam monarchii. Takie wychowanie, a dokładniej rzecz ujmując – tak uczyli mnie mówić.
- Islandzka Monarcha Absolutna…
Arayiva spojrzała zdziwiona na czarną waderę i zaśmiała się.
- Skoro tak twierdzisz.
-Ten deszcz zaczyna mnie dobijać! Kto wymyślił deszcz, bo na pewno nie Zima! Ja idę w góry. Nie mam najmniejszej ochoty siedzieć i słuchać tego strasznego szumu.
Io szybko wstała i wytrząsnęła liście i igły z futra.
- Niestety nie dotrzymam Ci towarzystwa. Zmęczyłam się. – Arayiva położyła łeb na łapach.
- Zmęczyłaś?! Niby, czym? – Io spojrzała na nią dziwnie, gdy znowu do jej nozdrzy doszedł słaby zapach posoki.  Jeszcze raz spojrzała na Arayivę.
- Takie tam małe zabawy – wadera uśmiechnęła się tajemniczo i zamknęła oczy.
Io dłużej nie zwlekając ruszyła w stronę dochodzącego zapachu. Znowu poczuła głód, gdyż tamto zwierze, było małe. Idąc tak przez uśpiony las, cicho nuciła sobie melodyjkę. Gdy znalazła kolejną zmasakrowaną ofiarę poczuła lodowaty podmuch powietrza dochodzący z gór, a na jej łapy spadły malutkie płatki śniegu.
Koniec

Dum dum dum dum…
Miało dziać się więcej, miała być jeszcze Nivess, ale wyszło, że są  tylko dwie postacie xD
Taka moja nieprzewidywalna wyobraźnia &)
Miłego popołudnia xD

2 komentarze:

  1. Tam Io ma swoje humorki, ale wybaczamy jej to, to przecież Io xD
    Notka fajnie napisana, fajnie się czytało :) I ja teraz bym życzyła miłego wieczoru xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemna notka i fajnie się czytało :3 Nawet nie zauważyłam, że już koniec. No, ale co. Zawsze wczuwam się w czytanie.
    Ja tam życzę miłego dnia xD
    Artilay

    OdpowiedzUsuń