Cicho dreptała po zamarzniętym śniegu. W lesie panował spokój. Ostatnia
silna śnieżyca minęła dwa dni temu.
- Jednak natura szybko opanowała mój czar-mruknęła do siebie Io. Rozejrzała
się
w koło. Żadnej żywej duszy, tylko śpiewający wiatr w koronach drzew. Cisza.
Przenikliwa cisza oraz spokój królowały w lasach Luminous. Io ruszyła dalej
pozostawiając na śniegu płytkie ślady swoich patykowatych łap. Zaszumiał wiatr
a czarna wadera pierwszy raz
od dwóch dni odetchnęła z ulgą. Nareszcie poczuła się wolna. Jakaś nieopisana
radość wlała się lodowate serce wadery. Zaczęła truchtać, po czym pobiegła
pełna życia i zawyła, jakoby na niebie miał lśnić księżyc. Jednak nie przejęła
się tym. Uniosła łeb i spojrzała w niebo. Było niebieskie. Tak samo jak jej
pazury i kolce na miednicy. Zachichotała nie rozumiejąc, dlaczego to robi. Niby
był to radosny śmiech, ale powoli ewoluował. Stawał się mordercza symfonią
dziwnych dźwięków, tak różnych jak płatki śniegu, a tak podobnych jak kamienie
na brzegu.
Io znieruchomiała. Wyprostowała się i zmrużywszy oczy spojrzała w stronę
białego płaskowyżu. Czerwone futro kontrastowało z iskrzącym w słońcu śniegu. Dostrzegła
też innych ruch. Ledwo widoczny, ale jednak zaniepokojony.
- Zbłąkana sarenka - zachichotała Io. Jeszcze przez chwilę przyglądała się polującej
Arayive, by na powrót wrócić do kontemplacji natury. Powoli spacerowała
przyglądając się drzewom. W pewnej chwili zobaczyła wiewiórkę. Rude zwierzątko
zwinnie wspinało się
po pniu, aby stanąć na pobliskiej gałęzi. Z zaciekawieniem spojrzało na Io.
Nagle zrobiło wielkie oczy i z przerażeniem czmychnęło do dziupli. Wadera zmarszczyła
brwi. Poczuła chłód ogarniający jej ciało, a także umysł. Mroczna siła owinęła
się wokół niej i spłoszyła wszystko, co dobre i miłe. Io powoli odwróciła się.
Niedaleko niej czarna masa, jakiś nieokreślony byt lewitował nad ziemia. Co
chwila z wnętrza bytu wytaczał sie błysk, chaos żywiołów, które pragną ujrzeć światło
dzienne. Twór wyciągnął macki ciemności w stronę wadery, lecz ta w porę
odskoczyła. Rozległ się śmiech. Rozległy się chichoty niczym fale grzmiącego
morza. To była klatka. Klatka istot zaklętych w mrokach nieśmiertelności
i zwątpienia. Nicość przybrała postać bytów martwych i duchów niebezpiecznych.
Bytów, których nie powinno być po tej stronie świata. A jednak są. Przybyły tu
na cześć i chwałę swojego Pana. Lecz teraz...
…prześladują Cieniste Dziecko Zimy.
Io spoglądała na to zjawisko z zafascynowaniem, ale też z pewną dozą strachu.
Od dawna nie przeżywała takiej walki uczuć i emocji. W porę spostrzegła, że owy
byt bynajmniej nie przyszedł tu na teatralny pokaz kunsztu ciemności. Mroczne macki
zaczęły się rozszerzać. Próbowały łapać drzewa, lecz tylko wypluwały czarne
kłęby martwych
i pustych żywiołów, nieznaczących już nic dla tego świata. Lecz ciemność rosła
i rosła.
Io przełknęła głośno ślinę i powoli zaczęła się wycofywać. To, co teraz
widziała przerastało ją nie tylko intelektualnie, ale również magicznie. Czuła
tę moc, która emanowała z całej mrocznej materii. Czarna wadera napięła
wszystkie mięśnie i co sił w łapach wybiegli z lasu
na płaskowyż. Gnała przed siebie w stronę swojej jaskini. Niespodziewanie coś szarpnęło
ją za prawą kostkę i całym ciałem zatopiła się w zimnym śniegu. Odwróciła się
na grzbiet i spojrzała na swego oprawce. Dość nietypowego. Bez materialnej
powłoki, tylko gigantyczna masa żywiołów, dymu, energii i magii. Szarpnęła łapę,
lecz uścisk był silny, zaś byt coraz bardziej się przybliżał. Io wyciągnęła
swoje długie, zakrzywione pazury i cięła nimi mackę. Bez rezultatu. Macka
jeszcze mocniej zacisnęła się na łapie wadery. Kolejne czarne twory powoli lewitowały
w stronę Io. Spróbowała jeszcze raz i jeszcze raz. Rzuciła w nią morderczymi
soplami lodu. Bez skutku. Zdesperowana, widząc jak mroczna materia jest coraz
bliżej uderzała, co sił w łapach i umyśle. „Nie dostaniesz mnie!”- krzyknęła, ale nie zaprzestała ataku. Uderzała
raz po raz. Kolejna macka dotarła do jej ciała i oplotła się wokół lewej, przednich
łapy. Warknęła rozwścieczona, z bytu zaś wyszedł kolejny błysk. Jakby burza
rozesłała się we jego wnętrzu.. " Nie...!".
Aż jaskrawy błysk światła wyszedł spod niebieskich pazurów Io. Macka jak gdyby
z krzykiem puściła wilczycę, a z jej dziwnych srebrzystych ran ulatywał czarny
dym. Byt zamigotał i wydał przeraźliwy skowyt, ni to bólu, ni to wściekłości,
ni to rozpaczy. Io machnęła łapą i wyswobodziła się z kolejnych macek.
Zdyszana, zmasakrowana, strasznie zmęczona, jakby ktoś wyssał z niej życie,
wstała
i ruszyła dalej.
Chwiała się. Co chwilę miała wrażenie, że chodzi po niebie, po białych
chmurach skapanych w jaskrawych, ale ciepłych światłach dnia. Przewróciła się i
dostrzegła, że upadła na kamienie, a może to był lód? Usłyszała za sobą dziwny
szelest. Odwróciła głowę, a jej oczom ukazała się Ciemność. Gigantyczna kula
czarnej masy, bez materialnej powłoki, ale
z inteligencją. Io z przerażeniem patrzyła jak świat pochlania ciemność i ułuda.
Wojna
i cierpienie, lód i krew. Słońce zgasło, a księżyc zasiadł na tronie. Gwiazdy blednące
kłaniały się mu i Ciemności ziemi. Io widziała straszne rzeczy, dopuściła się
wielu tortur, ale tych obrazów, tych emocji nigdy jeszcze nie zeznała. Stała nie
mogąc się ruszyć, a może mogąc, lecz zapomniała jak to robić. Istoty, które
znała - skarlały. Z rozpaczą chowały się
po dziurach. Ziemia była jak trucizna a powietrze niczym duszące wyziewy.
Wszystko znikło. Tylko Ciemność i ten śmiech. Potężny i pogardliwy. Ciemność zawładnęła
wszystkim i wszystkimi. I przeraźliwie zimno. Io nigdy nie czuła takiego zimna,
ona była zimnem, ale nie tym razem. Wydała przeraźliwy krzyk! Chciała uciec,
jak najdalej. Z dala od Ciemności, zdala od upadku świata. Nie wiedziała gdzie
jest. Nie wiedziała, kim jest. Dlaczego to się dzieje, dlaczego to widzi? Stała
a chciała biec, płakała, chodź pragnęła się śmiać, chciała walczyć, a się
poddała. Mróz i lód! Ciemność i księżyc! Wszystko pochłonęło! Nie czuła ciała. Jej
serce było puste, jakby zgnite. Widziała śmierć, cierpienie i tortury. Krzyk konających
mieszał się z jej krzykiem! Krew lala się z wodospadów zamiast wody, zwierzęta wyglądające
jak pokraczne stwory. Bez godności, obdarte ze skóry...
- Io! IO! - przeraźliwy krzyk Nivess przebił się przez mroczne wizje. Io
leżała w śniegu. Futro miała potargane, cała oblana była potem. Mięśnie ją
bolały, jak i głowa. Miała wyciągnięte pazury, które pokrywała czarna maź.
Zdyszana, zdezorientowana spojrzała w złote oczy Alphy.- Możesz mi powiedzieć,
co ty wyprawiasz?!
Nie znalazła z nich zrozumienia. Tylko gniew. Czuła się taka zmęczona. Poruszenie
mięśniami sprawiało jej nieopisany ból. Niczym obłąkana wstała i zaczęła się chwiać.
Spojrzała na swój cień. Odniosła wrażenie, że było chudsze niż zwykle.
- Io Inaereth! Mówię do ciebie! - biała wadera wydała złowrogi pomruk.
- Ja... Dajcie mi spokój!- nie wiedząc, dlaczego Io krzykneła. Czuła
niesamowity gniew i jeszcze coś, ale potrafiła tego nazwać. Spojrzała wokół
obłąkanym wzrokiem. Potknąwszy się o kamień upadła na śnieg. Słyszała głos
Alphy, jakby gdzieś z oddali. Spojrzała przed siebie i napotkała czerwone futro.
Uniosła wzrok i spojrzała w zielone oczy Arayivy. Odnalazła tam tylko
obojętność. Io zamknęła oczy i śmiertelnie zmęczona padła na śnieg tracąc przytomność.