sobota, 14 lutego 2015

Słońce zgasło, a księżyc zasiadł na tronie.



Cicho dreptała po zamarzniętym śniegu. W lesie panował spokój. Ostatnia silna śnieżyca minęła dwa dni temu.
- Jednak natura szybko opanowała mój czar-mruknęła do siebie Io. Rozejrzała się
w koło. Żadnej żywej duszy, tylko śpiewający wiatr w koronach drzew. Cisza. Przenikliwa cisza oraz spokój królowały w lasach Luminous. Io ruszyła dalej pozostawiając na śniegu płytkie ślady swoich patykowatych łap. Zaszumiał wiatr a czarna wadera pierwszy raz
od dwóch dni odetchnęła z ulgą. Nareszcie poczuła się wolna. Jakaś nieopisana radość wlała się lodowate serce wadery. Zaczęła truchtać, po czym pobiegła pełna życia i zawyła, jakoby na niebie miał lśnić księżyc. Jednak nie przejęła się tym. Uniosła łeb i spojrzała w niebo. Było niebieskie. Tak samo jak jej pazury i kolce na miednicy. Zachichotała nie rozumiejąc, dlaczego to robi. Niby był to radosny śmiech, ale powoli ewoluował. Stawał się mordercza symfonią dziwnych dźwięków, tak różnych jak płatki śniegu, a tak podobnych jak kamienie na brzegu.
Io znieruchomiała. Wyprostowała się i zmrużywszy oczy spojrzała w stronę białego płaskowyżu. Czerwone futro kontrastowało z iskrzącym w słońcu śniegu. Dostrzegła też innych ruch. Ledwo widoczny, ale jednak zaniepokojony.
- Zbłąkana sarenka - zachichotała Io. Jeszcze przez chwilę przyglądała się polującej Arayive, by na powrót wrócić do kontemplacji natury. Powoli spacerowała przyglądając się drzewom. W pewnej chwili zobaczyła wiewiórkę. Rude zwierzątko zwinnie wspinało się
po pniu, aby stanąć na pobliskiej gałęzi. Z zaciekawieniem spojrzało na Io. Nagle zrobiło wielkie oczy i z przerażeniem czmychnęło do dziupli. Wadera zmarszczyła brwi. Poczuła chłód ogarniający jej ciało, a także umysł. Mroczna siła owinęła się wokół niej i spłoszyła wszystko, co dobre i miłe. Io powoli odwróciła się. Niedaleko niej czarna masa, jakiś nieokreślony byt lewitował nad ziemia. Co chwila z wnętrza bytu wytaczał sie błysk, chaos żywiołów, które pragną ujrzeć światło dzienne. Twór wyciągnął macki ciemności w stronę wadery, lecz ta w porę odskoczyła. Rozległ się śmiech. Rozległy się chichoty niczym fale grzmiącego morza. To była klatka. Klatka istot zaklętych w mrokach nieśmiertelności
i zwątpienia. Nicość przybrała postać bytów martwych i duchów niebezpiecznych. Bytów, których nie powinno być po tej stronie świata. A jednak są. Przybyły tu na cześć i chwałę swojego Pana. Lecz teraz...
…prześladują Cieniste Dziecko Zimy.
Io spoglądała na to zjawisko z zafascynowaniem, ale też z pewną dozą strachu.
Od dawna nie przeżywała takiej walki uczuć i emocji. W porę spostrzegła, że owy byt
bynajmniej nie przyszedł tu na teatralny pokaz kunsztu ciemności. Mroczne macki zaczęły się rozszerzać. Próbowały łapać drzewa, lecz tylko wypluwały czarne kłęby martwych
i pustych żywiołów, nieznaczących już nic dla tego świata. Lecz ciemność rosła i rosła.
Io przełknęła głośno ślinę i powoli zaczęła się wycofywać. To, co teraz widziała przerastało ją nie tylko intelektualnie, ale również magicznie. Czuła tę moc, która emanowała z całej mrocznej materii. Czarna wadera napięła wszystkie mięśnie i co sił w łapach wybiegli z lasu
na płaskowyż. Gnała przed siebie w stronę swojej jaskini. Niespodziewanie coś szarpnęło
ją za prawą kostkę i całym ciałem zatopiła się w zimnym śniegu. Odwróciła się na grzbiet i spojrzała na swego oprawce. Dość nietypowego. Bez materialnej powłoki, tylko gigantyczna masa żywiołów, dymu, energii i magii. Szarpnęła łapę, lecz uścisk był silny, zaś byt coraz bardziej się przybliżał. Io wyciągnęła swoje długie, zakrzywione pazury i cięła nimi mackę. Bez rezultatu. Macka jeszcze mocniej zacisnęła się na łapie wadery. Kolejne czarne twory powoli lewitowały w stronę Io. Spróbowała jeszcze raz i jeszcze raz. Rzuciła w nią morderczymi soplami lodu. Bez skutku. Zdesperowana, widząc jak mroczna materia jest coraz bliżej uderzała, co sił w łapach i umyśle. „Nie dostaniesz mnie!”- krzyknęła, ale nie zaprzestała ataku. Uderzała raz po raz. Kolejna macka dotarła do jej ciała i oplotła się wokół lewej, przednich łapy. Warknęła rozwścieczona, z bytu zaś wyszedł kolejny błysk. Jakby burza rozesłała się we jego wnętrzu.. " Nie...!". Aż jaskrawy błysk światła wyszedł spod niebieskich pazurów Io. Macka jak gdyby z krzykiem puściła wilczycę, a z jej dziwnych srebrzystych ran ulatywał czarny dym. Byt zamigotał i wydał przeraźliwy skowyt, ni to bólu, ni to wściekłości, ni to rozpaczy. Io machnęła łapą i wyswobodziła się z kolejnych macek. Zdyszana, zmasakrowana, strasznie zmęczona, jakby ktoś wyssał z niej życie, wstała
i ruszyła dalej.
Chwiała się. Co chwilę miała wrażenie, że chodzi po niebie, po białych chmurach skapanych w jaskrawych, ale ciepłych światłach dnia. Przewróciła się i dostrzegła, że upadła na kamienie, a może to był lód? Usłyszała za sobą dziwny szelest. Odwróciła głowę, a jej oczom ukazała się Ciemność. Gigantyczna kula czarnej masy, bez materialnej powłoki, ale
z inteligencją. Io z przerażeniem patrzyła jak świat pochlania ciemność i ułuda. Wojna
i cierpienie, lód i krew. Słońce zgasło, a księżyc zasiadł na tronie. Gwiazdy blednące kłaniały się mu i Ciemności ziemi. Io widziała straszne rzeczy, dopuściła się wielu tortur, ale tych obrazów, tych emocji nigdy jeszcze nie zeznała. Stała nie mogąc się ruszyć, a może mogąc, lecz zapomniała jak to robić. Istoty, które znała - skarlały. Z rozpaczą chowały się
po dziurach. Ziemia była jak trucizna a powietrze niczym duszące wyziewy. Wszystko znikło. Tylko Ciemność i ten śmiech. Potężny i pogardliwy. Ciemność zawładnęła wszystkim i wszystkimi. I przeraźliwie zimno. Io nigdy nie czuła takiego zimna, ona była zimnem, ale nie tym razem. Wydała przeraźliwy krzyk! Chciała uciec, jak najdalej. Z dala od Ciemności, zdala od upadku świata. Nie wiedziała gdzie jest. Nie wiedziała, kim jest. Dlaczego to się dzieje, dlaczego to widzi? Stała a chciała biec, płakała, chodź pragnęła się śmiać, chciała walczyć, a się poddała. Mróz i lód! Ciemność i księżyc! Wszystko pochłonęło! Nie czuła ciała. Jej serce było puste, jakby zgnite. Widziała śmierć, cierpienie i tortury. Krzyk konających mieszał się z jej krzykiem! Krew lala się z wodospadów zamiast wody, zwierzęta wyglądające jak pokraczne stwory. Bez godności, obdarte ze skóry...
- Io! IO! - przeraźliwy krzyk Nivess przebił się przez mroczne wizje. Io leżała w śniegu. Futro miała potargane, cała oblana była potem. Mięśnie ją bolały, jak i głowa. Miała wyciągnięte pazury, które pokrywała czarna maź. Zdyszana, zdezorientowana spojrzała w złote oczy Alphy.- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?!
Nie znalazła z nich zrozumienia. Tylko gniew. Czuła się taka zmęczona. Poruszenie mięśniami sprawiało jej nieopisany ból. Niczym obłąkana wstała i zaczęła się chwiać. Spojrzała na swój cień. Odniosła wrażenie, że było chudsze niż zwykle.
- Io Inaereth! Mówię do ciebie! - biała wadera wydała złowrogi pomruk.
- Ja... Dajcie mi spokój!- nie wiedząc, dlaczego Io krzykneła. Czuła niesamowity gniew i jeszcze coś, ale potrafiła tego nazwać. Spojrzała wokół obłąkanym wzrokiem. Potknąwszy się o kamień upadła na śnieg. Słyszała głos Alphy, jakby gdzieś z oddali. Spojrzała przed siebie i napotkała czerwone futro. Uniosła wzrok i spojrzała w zielone oczy Arayivy. Odnalazła tam tylko obojętność. Io zamknęła oczy i śmiertelnie zmęczona padła na śnieg tracąc przytomność.



1 komentarz:

  1. O matko, Io, co to się dzieje z Tobą? o.O
    Nie wiem, czy mam się bać czy nie. Czemuż te cienie prześladują ciągle Io ;x

    OdpowiedzUsuń